niedziela, 21 lipca 2013

Luśka na urlopie - Gdańsk refleksyjnie

Jest kilka miejsc w Gdańsku, które warto zobaczyć nie tylko ze względu na ich znaczenie historyczne, ale również po to, by złożyć hołd poległym, którzy walczyli o to, byśmy dzisiaj mogli żyć w wolnym i niepodległym kraju.


Trójmiasto to nie tylko cudownie miejsce na wypoczynek. Niekoniecznie tylko latem, bo zimą nad morzem jest można z powodzeniem uskuteczniać spacery, zwiedzać zabytki, zachwycać się jubilerskimi wyrobami i rozkoszować wyborną rybką. Ale to także miejsce historyczne, które zapisało się na kartach historii Polski w drodze do wolności. Smutne, że głównie krwią.

Jest kilka miejsc w Gdańsku, które warto zobaczyć nie tylko ze względu na ich znaczenie historyczne, ale również po to, by złożyć hołd poległym, którzy walczyli o to, byśmy dzisiaj mogli żyć w wolnym i niepodległym kraju. Każde z tych miejsc budziło w nas dziwne uczucia – zadumy i refleksji. Mieliśmy taki moment zatrzymania za każdym razem, by pochylić się nad tragedią, by pochylić się nad ofiarami, a może by pochylić się nad sobą i swoim życiem…

25 sierpnia 1939 roku do Gdańska z kurtuazyjną wizytą przybywa niemiecki pancernik Schleswig-Holstein. Tydzień później, 1 września o 4.48 nad ranem, to z niego padają pierwsze strzały II wojny światowej – najstraszliwszej chyba w dziejach ludzkości. Wycelowane w południowo-wschodnią część Westerplatte, miały na celu szybkie opanowanie półwyspu i znajdującej się tam Wojskowej Składnicy Tranzytowej, wykorzystując dezorientację i uśpioną czujność Polaków. Tak przynajmniej Niemcom się wydawało. Tymczasem polscy żołnierze pod dowództwem majora Henryka Sucharskiego zacięcie bronili półwyspu aż do 7 września, co wzbudziło ogromne zdumienie, ale i podziw niemieckich dowódców, którzy sądzili, że tak długa obrona jest wynikiem wykorzystania ukrytych fortyfikacji i podziemnych systemów. Okazało się bowiem, że to jedynie odwaga, upór i nieprzejednanie Polaków pozwoliły na tak długą obronę Składnicy. Major Sucharski zdawał sobie sprawę z beznadziejności sytuacji, podjąć zatem decyzję o kapitulacji. Załoga Westerplatte zgromadziła się przed koszarami a następnie udała do niewoli. W dowód uznania waleczności obrońców Westerplatte, pozwolono majorowi Sucharskiemu zabrać do niewoli szablę. Źródła historyczne podają, że podczas tygodniowej walki o półwysep poległo 15 żołnierzy polskich, a 26 zostało rannych. Po stronie niemieckiej zginęło ich 50, a 121 odniosło rany.

 
Schleswig-Holstein

Wartownia na Werterplatte

Karabin maszynowy

Pistolet z 1939 r.

Mundur majora Sucharskiego

Pociski Schleswig-Holstein przed Wartownią


Dziś nad półwyspem góruje monumentalny Pomnik Obrońców Westerplatte, autorstwa prof. Adama Haupta, który kształtem przypomina wyszczerbiony, wbity w ziemię bagnet. Jest hołdem złożonym tym, którzy polegli w obronie nie tyle półwyspu, co Ojczyzny. Do dziś stoi Wartownia nr 1 ze śladami po ostrzale, w której znajduje się muzeum. Nieopodal stoją ruiny ówczesnych koszar. Jest także cmentarz poległych westerplatczyków. A ze wzgórza, na którym stoi pomnik, ogromny napis krzyczy wręcz: NIGDY WIĘCEJ WOJNY!

Koszary na Westerplatte

Koszary

Koszary

Koszary

Pomnik Obrońców Westerplatte

Pomnik Obrońców Westerplatte

Szczytowy fragment pomnika


Niemal równocześnie z atakiem na Westerplatte niemieccy żołnierze dokonali szturmu na budynek Poczty Polskiej. 56 pocztowców, uzbrojonych w lekką broń maszynową, karabiny, pistolety i granaty, stawiło czynny opór. Ok. godz. 17.00 Niemcom udało się zająć część budynku, pocztowcy zaś wycofali się do piwnic. Niemcy postanowili „wykurzyć” pocztowców podpalając budynek przy użyciu miotaczy ognia, wpompowując do piwnicy benzynę. Podczas obrony budynku zginęło 12 pocztowców, 2 kolejnych – dyrektor Jan Michoń i naczelnik poczty Józef Wasik – zostali zabici pomimo, że wyszli z białymi flagami w ręku jako parlamentariusze. 6 kolejnych osób zmarło w ciągu kilku następnych dni w wyniku odniesionych ran. 38 pocztowców wziętych do niewoli, skazano na karę śmierci i rozstrzelano 5 października na gdańskiej Zaspie. Odmówiono im prawa do statusu jeńców wojennych, co było niezgodne nawet z ówczesnym prawodawstwem Rzeszy. To tylko pokazuje ogrom bestialstwa jakim kierował się Hitler w swoim dążeniu do unicestwienia Polski. II wojna światowa, a zwłaszcza działania przeciw Polsce prowadzone były z pogwałceniem wszelkiego prawa międzynarodowego dotyczącego przebiegu działań wojennych. Dokonywano terrorystycznych bombardowań miast, ostrzeliwano cywilne konwoje uchodźców, z zimną krwią mordowano jeńców wojennych, przypadkowych cywilów i Żydów. Będą w miejscu takim jak Westerplatte nie da się przejść obok tego obojętnie. Nie da się zagłuszyć odruchu serca, bijącego złością, żalem i współczuciem. Czasem nawet zakręci się łza…

 
Budynek Poczty Polskiej w Gdańsku

Pomnik Obrońców Poczty Polskiej w Gdańsku


Koniec wojny to nie koniec zmagań Polski i Polaków o niepodległość. Niewiarygodnym wydaje się fakt, że prawdziwą wolnością możemy oddychać dopiero od 24 lat… a to świadczy o tym, że urodziłam się jeszcze w czasach, kiedy o wolności można było tylko marzyć. Jak to wytłumaczyć pokoleniu marketów, galerii handlowych, Internetu, telefonów komórkowych, braku cenzury i swobody obyczajów?
Przy ul. Wały Piastowskie 24 w Gdańsku stoi niebieski milicyjny wóz opancerzony. Tuż obok niepozorne wejście, a nad nim spory biały napis na jarzącym czerwonym tle: „Wystawa Drogi do wolności”.  Schodzimy na dół, przechodzimy wąskimi korytarzami i trafiamy do miejsca, w którym, jak w wehikule czasu, cofamy się o 40 lat. Wystawa jest zalążkiem muzeum, które ma powstać na terenach postoczniowych, w ramach powstającego Europejskiego Centrum Solidarności. Przedstawia historię z lat 1956 – 1989. Opowiada o ludziach, którzy często stawiali na szali swoje życie, by urzeczywistnić marzenia o suwerenności. Przez ponad 30 lat społeczeństwo maszerowało w kierunku niepodłegłości . Dzięki Bogu zwycięsko. Wystawa jest lekcją historii w pigułce. Historii nie tak odległej, historii współczesnej, ale wielu z nas zupełnie poza zasięgiem, mimo, że ja sama urodziłam się jeszcze w czasach komunizmu. 

Fragment muru berlińskiego.

Fragment muru ze stoczni w Gdańsku.

Wystawa Drogi do Wolności - rekonstrukcja sklepu...

...i kupujących....

Długopis, którym Lech Wałęsa podpisał porozumienie z władzami.

Żądania strajkujących załóg.

Ktoś pamięta tamten czas?

Rozmowa kontrolowana... ;)

Wóz opancerzony przed wejściem na wystawę.


Wydarzenia w grudniu 1970 roku są jednym z etapów tego niepodległościowego marszu. W gdańskiej stoczni padły pierwsze 3 ofiary, na przystanku Gdynia Stocznia i gdyńskich ulicach zginęło kilkadziesiąt osób, kolejnych kilkaset zostało rannych. Pacyfikacja protestów przeciwko radykalnym podwyżkom cen na produkty pierwszej potrzeby na kilka dni przed świętami, zakończyła się brutalną interwencją wojska i milicji. Dla upamiętnienia poległych, na Placu Solidarności obok stoczni w Gdańsku,  w przeddzień 10-tej rocznicy wydarzeń na Wybrzeżu, odsłonięto pomnik, przedstawiający trzy krzyże z zawieszonymi kotwicami. Każdy z krzyzy waży 36 ton i mierzy 42 metry wysokości. Każdy z zawieszonych kotwic waży przeszło 2 tony. Na pomniku został umieszczony fragment z psalmu 29 i cytat z wiersza Czesława Miłosza Który skrzywdziłeś. Na murze obok pomnika liczne tablice upamiętniające, będące hołdem i wyrazem wdzięczności dla tych, którzy zginęli. 

Przed wejściem do Stoczni Gdańskiej.

Historyczna brama nr 2.

Pomnik Poległych Stoczniowców

Pomnik Ofiar grudnia 1970 r.


Pomnik Poległych Stoczniowców nie jest jedynym, który upamiętnia tę masakrę. W ogóle to  długi  i trudny temat. Bo o Czarnym Czwartku nie da się powiedzieć w kilku słowach. Więc będzie, wraz z recenzją znakomitej książki Mirosława Piepki i Michała Pruskiego. Jak dla mnie – lektura obowiązkowa.


 
Napis na Półwyspie Westerplatte...

Fot. Rafał Górczyński




2 komentarze:

PrzemCio pisze...

Dobra, to będzie ciekawa anegdota.

Mój dobry kolega ze studiów, łodzianin z krwi i kości lubił chadzać po opuszczonych zakładach, co oczywiście nie było legalne a i intencje tego kolegi szlachetne też nie były :) Otóż w jednej z piwnic, chyba Uniontexu (mogę przekręcić nazwę) znalazł jakieś pudło, które zabrał do domu. Okazało się, że wśród nich jest zeznanie (i opowieść) człowieka, który uciekał z Poczty Gdańskiej tamtego dnia. Zeznanie spisane przez UB, więc nie wiadomo co się stało z nieszczęśnikiem. Kolega przekazał te dokumenty jakiemuś muzeum (jest coś takiego jak Muzeum Poczty Gdańskiej?) i są one tam do dziś.

tru story.

Belegalkarien pisze...

No to niezła historia... Jest coś takiego jak Muzeum Poczty Gdańskiej, tylko dotarliśmy za późno i już było zamknięte.