niedziela, 9 listopada 2014

Gdzie się podziały tamte gwiazdy?

Chociaż w latach 90-tych zdarzały się gwiazdy jednego przeboju i jednego sezonu, to dziś jest jeszcze gorzej. Kreuje się gwiazdy kilku tygodni, które często gasną wraz ze zgaszeniem świateł w studio po zakończeniu nagrania programu.


Przeglądam sieć w poszukiwaniu, powiedzmy kolokwialnie – fajnych nowych kawałków polskich wykonawców. Wyłaniam Bałkanicę i 07 zgłoś się zespołu Piersi. Ostatnio po głowie chodzi mi Na szczycie w wykonaniu Grubsona, choć hip-hopu nie lubię, ale dwóch pasjonatów gór przykryło ten numer kapitalnymi obrazkami z wyprawy i to mnie urzekło. Wpadła mi w ucho pewna piosenka z tekstem „Chcę jak księżniczka z księciem” i na szczęście wujek gugle jest w stanie odnaleźć wszystko, więc już wiem, że piosenka nosi tytuł Księżniczka, a śpiewa ją Sylwia Grzeszczak. Jest taka lekka ballada, w której fantastycznie miękkim i ciepłym głosem, wokalista śpiewa „Jeszcze jeden raz spotkać Ciebie / Jeszcze jeden raz tonąć w niebie…”. Dotarłam do niej tylko dlatego, że zaciekawiło mnie kim jest Mariusz Totoszko, biorący udział w programie Twoja twarz brzmi znajomo. Zespół Volver i piosenka Volveremos. Ona tańczy dla mnie jest w tym zestawieniu jest już numerem kultowym.


Mogłabym tak jeszcze jakiś czas wymieniać. Zastanawiam się tylko czemu nie umiem wskazać od razu konkretnego zespołu lub wykonawcy i piosenki bijącej aktualnie rekordów popularności? Dlaczego po pierwszym rytmach nie wpadam w ekstazę? Czemu podczas festiwali i gal na dźwięk nazwiska „gwiazdy”, która ma wystąpić, zastanawiam się kto to jest? Czemu podczas rozdania nagród muzycznych w kategorii „Najlepszy utwór roku” albo „Najlepsza płyta roku”, rzekomy hit słyszę po raz pierwszy? I nie dlatego, że nie słucham radia, nie mam TV i odcięłam się od netu. Może rzeczywiście dawno nie słuchałam żadnej listy przebojów, ale net przeglądam codziennie, w ramach TV mam kilkadziesiąt kanałów, a radio włączam głównie ze względu właśnie na potrzeby muzyczne.

Albo jestem takim ignorantem, albo słucham nie tych stacji i oglądam nie te kanały. Albo po prostu nadmiar muzycznych propozycji tak mocno przytłoczył rynek, że stał się szarą, płynną masą muzycznych talentów, z której ciężko wyodrębnić coś wyrazistego, wyjątkowego i niesztampowego. 

Dzisiaj w Dzień Dobry TVN gościła Kasia Kowalska, bo właśnie obchodzi 20 lat pracy artystycznej. Skłoniło mnie to do refleksji – gdzie ci artyści? Nietuzinkowi, ponadczasowi, wykraczający poza jeden sezon, nagrywający płyty, z których każda promuje kolejny muzyczny hit, śpiewany przez publiczność na koncertach. Przejrzałam dorobek Kasi Kowalskiej. 8 płyt studyjnych i 1 koncertowa. Zerknęłam na single. Z każdej znam przynajmniej jeden, czasem więcej. Każdy bezbłędnie kojarzy mi się z wokalistką i od razu jest rozpoznawalny. Te z początku kariery piosenkarki uruchamiają dodatkowo obrazy z teledysków. W jednym z nich Kowalska przez cały czas trwania utworu tylko stoi i lekko w rytm utworu się „kiwa”, ubrana w garnitur i białą koszulową bluzkę. Dla jednych synonim kiczu. Dla mnie ewidentny dowód na to, że dobry kawałek broni się sam. Kasia Kowalska nie musiała się rozbierać, by klip został zapamiętany i poza uwydatnieniem swojego mocnego i charakterystycznego głosu, nie musiała robić nic, by piosenka Coś optymistycznego gościła w czołówkach list przebojów. Do dziś nagrywa, koncertuje i ma rzesze fanów. Nie miałam okazji być na żadnym jej koncercie (szkoda), ale podejrzewam, że kiedy tylko rozbrzmiewają pierwsze akordy jej wielkich przebojów, publika od razu łapie klimat, wstaje z miejsc i zaczyna: „A to co mam nie wystarczy ci / A to co mam nie mogłam dłużej kryć / W to co mam wierzyłam nieprzytomnie / A to co mam miało wszystko ci zastąpić…”

W latach 90-tych byłam wielką fanką Varius Manx. Choć nie lubię zmian i zmiany wokalistów zwykle nie wychodzą zespołom na dobre, to nawet gdy Kasia Stankiewicz zaczęła z nimi nagrywać, dalej byłam wierna w uwielbieniu. Kto dzisiaj nie pamięta takich utworów jak Piosenka księżycowa, Zanim zrozumiesz, Zamigotał świat, Zabij mnie, Pocałuj noc, Wstyd, Orła cień, Ruchome piaski, Dom (gdzieś blisko mnie). Wyjątkowość głosu i osobowości Anity Lipnickiej, pierwszej wokalistki zespołu, spowodowała, że nawet jako solistka wylansowała Wszystko się może zdarzyć, Piękna i rycerz, Mosty, Historia jednej znajomości, Jestem powietrzem czy Ballada dla Śpiącej Królewny, czyli kilka niezłych numerów, które od razu kojarzą się z jej nazwiskiem.  

Takich charyzmatycznych i charakterystycznych wykonawców tamtych czasów, czyli lat 90-tych, można stworzyć całą listę. I choć wydawało się, że rynek jest dość mocno wypełniony, to każdy z nich znalazł w nim swoje miejsce i swoją rzeszę fanów. A każda lista przebojów budziła prawdziwe emocje – kto dziś na pierwszym? Kto spadnie, kto będzie wyżej? A może jakaś nowość w pierwszej dziesiątce, bo w zeszłym tygodniu wyszła nowa płyta? Bywało i tak, że jeden wokalista ścigał się sam ze sobą w pierwszej dziesiątce, bo 2-3 single z jednej płyty biły prawdziwe rekordy popularności. Fani po prostu nie mogli się zdecydować, który jest lepszy. Wilki, Budka Suflera, Edyta Bartosiewicz, Natalia Kukulska, Perfect, Republica, Lady Pank, Manaam, Dżem, Kayah, Mafia, De Mono, Robert Chojnacki, Kombi, Formacja Nieżywych Schabuff, Elektryczne Gitary, Chłopcy z Placu Broni, Edyta Górniak… Ech, rzewnie się zrobiło… Gdzie ci artyści? Gdzie się podziały te gwiazdy?

A dziś?

A dziś mam problem, bo naprawdę nie rozróżniam mnożących się „gwiazd” jednego sezonu. Przy wszędobylskich talent show, w których, jedynie z małymi wyjątkami, wszyscy śpiewają cudze piosenki, ciężko wyłapać niesztampowe wykonanie, nietuzinkową postać, której nazwisko zapadnie, wręcz wyryje się w pamięci i sercu. Nawet jeśli ktoś zabłyśnie oszałamiającym talentem, bo takowe osoby się zdarzają naprawdę nie rzadko, to niestety bez odpowiedniego pokierowania, ginie już w następnym sezonie, przytłumiona kolejną edycją jakiegoś programu. Bo kto przy 7 edycji Mam Talent pamięta znakomitą 17-letnią wówczas Paulinę Lendę z jej ciemnym, murzyńskim głosem z edycji I? Swoją autorską płytę wydała 6 lat później, o czym przeczytałam na jakimś świdnickim portalu lokalnym. Albo aksamitny głos Piotra Lisieckiego z III edycji? Fenomenalne wykonanie piosenki Dolly Parton, zapewniło mu przychylność jury i miłość widzów. I co dalej? Trochę nieudolna i szybko wydana w 2011 roku płyta, to wszystko, czego dorobił się ten znakomicie zapowiadający się i niezmiernie utalentowany wokalista. Przeglądam zestawienia innych muzycznych programów – o większości uczestników, a przede wszystkim finalistów, w ogóle nie słyszałam. I nie dlatego, że nie oglądam tych programów. Jako miłośnik muzyki po prostu nie natknęłam na ich płyty, single, teledyski. O ile jeszcze Idol wyłonił kilka gwiazd mocniej jaśniejących na dłuższą metę (choć dzisiaj już bardzo bladych), o tyle nowe programy, które mają wyszukiwać i promować talenty, robią tak naprawdę kuku rodzimemu rynkowi muzycznemu. Dlaczego?

Kasia Kowalska w dzisiejszej telewizji śniadaniowej powiedziała to, z czym zgadzam się absolutnie, obserwując to od dawna. Na rynku jest obecnie tak dużo (żeby nie powiedzieć – za dużo) młodych ludzi, którzy chcą zaistnieć, pokazać się, stać medialnymi i rozpoznawalnymi, że bardzo ciężko przebić się naprawdę wyróżniającym się osobowościom. I dodam od siebie, że ta chęć bycia znanym i lubianym przy tak skomasowanym ataku talentów sprawia, że efekt jest paradoksalnie odwrotny – tworzy się nijaka, szara papka, w której wszyscy są tacy sami i zwyczajnie w tej masie giną. Im więcej osób ma aspiracje bycia gwiazdą, tym trudniej te gwiazdy wyodrębnić. 

Kiedyś nie było programów typu talent show, a z tygodnia na tydzień Lista Przebojów radiowej Trójki czy telewizyjna lista 30 ton powodowały wypieki na twarzy. O popularności decydowała liczba głosów na autorski utwór, ilość tygodni w czołówce listy, liczba sprzedanych płyt i brak biletów na koncerty. Dzisiaj kilka odtworzonych coverów, ocena jury (często chamska i wulgarna), smsy i odpowiednia stylizacja produkują gwiazdkę. I chociaż w tamtych czasach (czyli w latach 90-tych) zdarzały się gwiazdy jednego przeboju i jednego sezonu (Norbi i Kobiety są gorące albo Human i Słońce moje), to dziś jest jeszcze gorzej. Kreuje się gwiazdy kilku tygodni, które często gasną wraz ze zgaszeniem świateł w studio po zakończeniu nagrania programu. 

                                               **********************




           Kasia Kowalska - Oto ja (singiel z 1995 roku z pierwszej płyty Gemini



5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Przyczyn jest kilka. Po pierwsze, po 1989 roku zapanowała monokultura. Promowano muzykę rockową, wyczyszczono takich ludzi jak Połomski, Santor itd, którzy grali "za komucha". Do tego doszło porzucenie starych autorów tekstów. Gwiazdeczkom wydawało się, że jak umie grać u śpiewać, to już umie wszystko. Niestety! Mechanik samochodowy to NIE TO SAMO, co konstruktor! A programy typu "Idol-Autovidol" :-D promują MECHANIKÓW!!! I potem mamy serię jak z AK-47 ludzi, których talent starcza akurat, aby nagrać bardzo fajne covery. Ale coś swojego? Sorry, ale nie. Zresztą, to często ludzie, którzy są za młodzi nic jeszcze nie przeżyli, więc piszą tylko i wyłącznie o doborze naturalnym. Ten temat jest już ograny na lewo i prawo i ciężko cos nowego napisać. Na szczęście została muzyka chrześcijańska i Maleo Reagge Rockers! :-)

cici pisze...

https://www.youtube.com/watch?v=YOuxTIKwySo&list=PLSFjN753fhxQx1pTslbII3igOC-yO9I9I

Ja kilka dni temu odkryłam te nagrania i aż łezka mi się w oku zakręciła :) Moja młodość to było Roxette, Bon Jovi, Mafia i IRA... ehhh...

Unknown pisze...

Myślę,że dość duży wpływ na taki stan rzeczy ma sam internet - ileż to w nim gwiazd,które chcą się wypromować.. I tak jak Pani pisze - nadmiar muzycznych propozycji.

Osobiście od lat jestem wierna rapowi - artyści tego gatunku na ogół że tak powiem są ' w drugim obiegu '.
Pozdrawiam serdecznie!:)

Belegalkarien pisze...

Zdaję sobie sprawę, że muzyka to nie tylko pop, to nie tylko muzyka popularna, ale także wiele innych, rzec by można, niszowych gatunków. I jeśli ktoś się interesuje danym gatunkiem i jest jego wielbicielem, to z łatwością będzie operował nazwiskami z danej kategorii muzycznej, dla mnie, laika w tej kwestii, kompletnie niezorientowanego. Ale chodzi o to, że mimo wszystko wdziera się na polską scenę muzyczną pewna nijakość. Bo nawet jeśli na muzycznych listach królowała Kasia kowalska czy Budka suflera, to kto nie kojarzył choć ze słyszenia Starego Dobrego Małżeństwa czy Wolnej Grupy Bukowina? Myślę, że w tym także pojawia się problem, że ci młodzi utalentowani nie obierają konkretnego kierunku, w którym mogliby okazać się doskonali, tylko usilnie, w konkursowych zmaganiach wciska się ich w różne, czasem kompletnie nietrafione repertuary. A to sprawia, że jeśli dany utwór komuś nie wyjdzie, bo nie jest na jego możliwości głosowe lub po prostu do niego nie pasuje, to tak potem jest dany wokalista oceniany i postrzegany - przez pryzmat tego, że mu nie wyszło w repertuarze rockowym, a nie że jest znakomity w repertuarze jazzowym.

Belegalkarien pisze...

I zgadzam się, że wiele programów typu talent show produkuje :mechaników" a nie "konstruktorów". Tylko czasem wystarczy, by dobry mechanik stworzył prawdziwe cacko z tego, co ktoś skonstruował. Dobry kompozytor i znakomity autor tekstu to gwarant sukcesu, np. Michał Bajor - fantastycznie wykonuje i ma pełne sale na koncertach mimo, że sam nie tworzy. Ale skomponowane dla niego piosenki były od podstaw komponowane dla niego i z myślą o nim, a on tchnął w nie życie. Artysta, który wychodzi na scenę w garniturze, bez żadnej oprawy w postaci świateł i efektów laserowych. Po prostu wychodzi i śpiewa. Daje 1,5-2 h koncert, po którym bisuje, a sale teatrów, bo tam zwykle występuje, pękają w szwach, mimo naprawdę nie tanich biletów. Jak to się dzieje? Dlaczego ci młodzi, nowi, naprawdę utalentowani, wielu zdecydowanie bardziej niż bardzo lubiany przeze mnie Michał Bajor, nie potrafią tego zrobić?