czwartek, 23 lipca 2015

Psycholog też człowiek

W oczach niektórych koleżanek po fachu jestem szalenie nieprofesjonalna. 
Bo nie żyję psychologią 24 godziny na dobę


Już w drugiej klasie szkoły średniej wybrałam kierunek studiów. Wszystkie moje działania do matury skierowane były w jedną stronę – zdawać na psychologię, dostać się na wybraną uczelnię i zostać pomagaczem.

Uwielbiam to, co robię. Chociaż czasem system utrudnia pracę społecznikom i związane ręce mocno frustrują, to znacznie częściej widzę jednak efekty swojej pracy w zmianach, które dokonują się w moich pacjentach/klientach (w zależności, gdzie akurat pracuję). Nie potrzeba mi słów wdzięczności i pochwał. Wystarczy, że depresyjny pacjent zaczyna dostrzegać codzienne radości, a bezradny rodzic dostrzega następstwa swojego konsekwentnego postępowania. Poczucie bycia potrzebną (zawodowo) wprost mnie rozpiera. Duma zresztą też. Duma z moich podopiecznych, że wykonali taki kawał pracy nad sobą. Za tym idzie kwestia poczucia własnej wartości, pewności siebie, pozytywnego myślenia, pozytywnych przekonań na temat siebie i otaczającego świata, itp. Ale praca ta ma również ciemne strony mocy, gdy pacjent/klient wylewa na mnie wiadro życiowych pomyj, które mu się przez lata nazbierały. Różnego rodzaju doświadczeń, trudności, traum, negatywnych doświadczeń. Pacjenci nieraz wymiotują na nas (psychologów) swoje nagromadzone emocje, a my musimy dzielnie przyjąć to na klatę i jeszcze znaleźć odpowiednie sposoby wsparcia w sytuacjach, które nam samym często podcinają skrzydła i przyprawiają bezradnością. Często trudno znaleźć jakiekolwiek słowa, by objąć rozmiar cierpienia, z którym pacjent/klient przychodzi. Trudne to. Dlatego trzeba sobie z tym jakoś radzić. Psycholog to tylko człowiek, nie cyborg.

Czasem sobie myślę, że przy całej mej miłości do psychologii, mogłam pomylić powołania i spokojnie zostać dekoratorem wnętrz (albo projektantem, jak to się teraz określa). Uwielbiam wnętrzarskie blogi, wyszukuję meblowe perełki, najlepiej takie, które można zrobić samemu. Jako miłośniczka rękodzieła staram się uzyskiwać fajny efekt przy minimum nakładów finansowych. Próbuję wykorzystywać także stare produkty i przerabiać na nowe. Tak powstaje moja biżuteria, świece, opakowania na produkty, pudełka do przechowywania czy poduszki. Nawet pęknięty i przeciekający kubek stanie się doniczką lub świecą. Po prostu to lubię i sprawia mi to dużą frajdę. Tak jak fotografowanie i obróbka zdjęć, gotowanie i czytanie fantastyki. Bo wartka akacja Sapkowskiego lub Bretta na ten czas przenosi mnie w równoległy świat, dając moment wytchnienia. Kiedy wracam z pracy jakoś niekoniecznie ciągnie mnie do czytania o kolejnych zaburzeniach i trudnościach, zwłaszcza, że sama praca, ale i zobowiązania względem portalu i uczelni obligują mnie do i tak częstego sięgania po psychologiczne pozycje.

Tymczasem w opinii wielu koleżanek (znajomych) po fachu jestem nieprofesjonalna, bo nie żyję psychologią i problemami moich pacjentów/klientów 24 h na dobę. Bo zostawiam pracę w pracy. Bo w domu jestem po prostu żoną, podzielającą zamiłowanie męża do fotografii i gospodynią, uwielbiającą spędzać czas w kuchni. I też czasem mi się czegoś nie chce. Lub po prostu nie mam ochoty. Albo robię coś zupełnie innego, co daje mi poczucie spełnienia, radości, zadowolenia i odprężenia. Bo mam pasję, która w wolnym czasie nie jest psychologią. Jestem nieprofesjonalna, bo na Instagramie szukam inspiracji wnętrzarskich i biżuteryjnych, wrzucam zdjęcia swoich prac i dzielę się zdjęciami własnoręcznie obrobionymi (co też jest pewna sztuką), a nie kolejne informacje o przeczytanej psychologicznej książce albo nowym artykule. Jestem nieprofesjonalna, bo na FB promujemy z mężem innych ludzi, udostępniamy informacje o potrzebujących, o organizowanych przez innych akcjach, pokazujemy miejsca, które warto odwiedzić za pośrednictwem naszej maskotki Luśki, która dla nas jest tylko formą, motywem przewodnim w pokazywaniu tego, czego sami doświadczamy, w czym uczestniczymy, czym chcemy się podzielić. A nie mam strony z milionem lajków promującej tego bloga.
   
Czy się tłumaczę? Nie, mam po prostu pewną refleksję dotyczącą prywatnego życia osób, które pracują w społecznych zawodach. Bo nam odmawia się czasem prawa do swobodnego zachowania, słabości, gorszego dnia, nie bycia psychologiem, kiedy zamykam drzwi gabinetu. Jak to świetnie pisał w jednej ze swoich książek dr Witkowski, że kiedy zostaje zaproszony na przyjęcie, to on tam nie robi wszystkim ludziom dookoła skanu osobowości. On tam po prostu siedzi i pije wódkę. Oczywiście nie popadajmy w skrajności. Bo kiepsko to wygląda, gdy policjant zakładający Niebieską Kartę wraca do domu i leje żonę, a  terapeuta uzależnień ćpa po robocie i przejawia dewiacje seksualne. Zupełnie nie w tą stronę. Zastanawiam się tylko dlaczego robienie w wolnej chwili rzeczy przyjemnych, swobodnych, śmiesznych, czasem niepoważnych, czyni mnie automatycznie osobą nieprofesjonalną?

Kuba Sienkiewicz, równolegle z działalnością estradową, prowadził swoją praktykę lekarską. Jest neurologiem, doktorem nauk medycznych. Czy wokalista zespołu Elektryczne Gitary, zamieniając w wolnym czasie kitel na gitarę i mikrofon, stawał się automatycznie mniej profesjonalny? Czy wydobywanie dźwięków z krtani było jednoznaczne z usuwaniem wiedzy medycznej, którą posiadł przez kilkanaście lat nauki? Czy po powrocie z trasy koncertowej do szpitala, stawiał gorsze diagnozy? Bo zastanawiam się co jest wyznacznikiem profesjonalizmu i gdzie jest granica między praktyką zawodową a życiem prywatnym. Zastanawiam się czy wykonywanie zawodu zaufania publicznego sprawia, że człowiek musi zrezygnować z tego, co sprawia mu radość i ładuje energią. Myślę sobie, że z drugiej strony pozbawienie człowieka akumulatorów, spadek energii i brak radości z wykonywania ulubionych czynności zacznie skutkować depresyjnością. Chcielibyście iść do psychologa z depresją? Policjant, prawnik i lekarz w kiepskim nastroju też nie zagwarantuje miłego i sympatycznego spotkania.

Jednym z ważniejszych elementów pracy w zawodzie społecznym jest profilaktyka i higiena psychiczna. Profilaktyka, która ma zapobiegać szybkiemu i wczesnemu wypaleniu zawodowemu. Badania pokazują, że to właśnie ta grupa zawodowa – pomagaczy (m.in. lekarze, pielęgniarki, pracownicy socjalni, pedagodzy, psychologowie), jest najbardziej na wypalenie narażona. I to już 5 lat o rozpoczęciu pracy. Więc siłą rzeczy to, co robię po pracy, jest w zasadzie jej elementem. Profilaktycznym elementem.  

Ostatnie szkolenie z dr Wandą Badurą-Madej uświadomiło mi, że im tęższa głowa z większą ilością wiedzy, tym większy spokój i dystans do siebie, własnego intelektu, umiejętności i wiedzy. Tym większa pokora i świadomość ile jeszcze nie wiemy. Tym mniejsza spina o to, czy ktoś mnie w czymś prześcignie, czy będzie lepszy, bardziej profesjonalny i co o mnie powie. Miarą profesjonalizmu są efekty pracy, a nie ilość lajków, ochów i achów. Choć te, w postaci głasków, są miłe i motywujące. Może bardziej – budujące. Ale nie mogą być jedynym wskaźnikiem profesjonalizmu. Świetnie, gdy ktoś kocha to, co robi, robi to, co kocha, ale nawet w największej, najbardziej namiętnej i najgorętszej miłości trzeba dać sobie trochę luzu. Bo potrzebę rodzi brak, dlatego również warto się czasem zdystansować. Zostawić na chwilę pracę i zająć się czymś, co pozwoli i nam i jej(!) odetchnąć.

Życie mi pokazuje, że największe rzeczy powstają w ciszy, a nie w świetle jupiterów. Największe cuda na tym świecie są najmniej spektakularne. Bo właściwie wszystko co dzieje się w naszym życiu, dzieje się dzięki Jego Łasce, nie dzięki nam samym. A jeśli  fajerwerki, to tylko jako dodatek.  



5 komentarzy:

Karolina Zarębska pisze...

Świetnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.

Natalia Zimniewicz pisze...

Jak najbardziej to jest człowiek jak każdy inny, ale najwidoczniej potrafi on wysłuchać i dobrze doradzić drugiej osobie. Ja także dość chętnie chodzę do psychologa https://dominikhaak.pl/ gdyż jak pojawi się poważny problem to chcę znaleźć wtedy optymalne rozwiązanie.

Wojciech Roszkowski pisze...

Bardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.

Jan Świątek pisze...

Tak jak najbardziej i muszę przyznać, że ja również już miałem okazję bywać u psychologa. W sumie jakoś niedawno także czytałem fajny wpis https://www.gazetasenior.pl/swieta-w-pandemii-psycholog-radzi-jak-je-przetrwac gdzie psycholog radzi jak spędzić święta w okresie pandemii.

Izabella Nowotka pisze...

Faktycznie jest to przecież człowiek taki sam jak i my. Ja za to zachwalam sobie wizyty u psychologa http://www.terapiapoznan.pl/ gdzie tak naprawdę zawsze dostanę taką odpowiedź, że całkowicie mnie ona satysfakcjonuje.