Kiedyś myślałam, że pisanie bloga jest szczytem
ekshibicjonizmu i ogromnie dziwiłam się ludziom, którzy kilkanaście razy w
miesiącu zamieszczali obszerne opisy swojego życia, z nadzieją, że jest barwne,
ciekawe i pełne pasji na tyle, że inni pasjami będą z wypiekami na twarzy
pochłaniać te wypociny. Ofukałam kilka podesłanych przez znajomych linków i
postanowiłam nie mieć z tym dziwnym tworem nic do czynienia. Ale takie
postanowienia robiłam już wcześniej nie raz: odnośnie telefonu komórkowego w
torebce , posiadania Internetu, obecności na społecznościowych portalach,
przebijania uszu czy noszenia krótkich spódnic. Dziś można mnie złapać pod
dwoma numerami telefonów, wkurzam się, gdy jest awaria netu, mam dwa
konta na popularnych portalach, galantą kolekcję kolczyków, i nawet zakładam
krótkie spódnice.
Okazuje się, że wszystko zależy od punktu widzenia,
a ten będzie się zmieniał wraz z kolejno zajmowanymi siedzeniami. Albo trzeba
dotrzeć na swojej drodze do takiego miejsca, które kompletnie zmieni
perspektywę. Moja zmieniła się wówczas, gdy buszowanie po jednym z najlepszych
wynalazków cywilizacji, doprowadziło mnie do wirtualnych pamiętników, w których
nietuzinkowe osoby w niesztampowy sposób prezentowały swoje niekonwencjonalne
zamiłowania. Zamieszczane opisy rzeczywiście były barwne, ciekawe, i na tyle
pełne pasji, że ja sama pasjami i z wypiekami na twarzy zaczęłam pochłaniać ich
zawartość. Niecierpliwie czekając na więcej… Żądna kolejnej dawki adrenaliny
zaczęłam aktywnie udzielać się w dyskusjach, co rusz dodając nowe posty,
śledząc komentarze blogowiczów. W przypływie emocji, weny, natłoku myśli czy
czego tam jeszcze, zaczęłam mocno „rozpychać się” w zamieszczanych treściach.
Zaczęło brakować mi miejsca, dlatego postanowiłam znaleźć swój własny kąt. Mam
nadzieję, że zadomowię się tu na dłużej, a czytelnicy znajdą dla siebie kawałek
podłogi.
Bo będzie o tym, co pasjonuje i urzeka. O tym, co
boli i jest udręką. O tym, że nie wszystko jest tym, na co wygląda. O tym, że
można wydobyć coś z niczego. O rzeczach małych i wzniosłych. O miejscach pięknych
i wartych zobaczenia, ale i takich, które warto szerokim łukiem omijać. O tych,
co nieśmiało chylą czoła w pokorze, i tych, co w samouwielbieniu gwiazdorzą. O
modzie i urodzie. O zabawkach i gadżetach. O tym, co materialne i namacalne,
ale i o tym, co ulotne i nietykalne. O tym ile światła może być w tym, co
szare, nudne i niepozorne. Ale i o tym ile razy jesteśmy ślepi na cień, który
rzuca piękno w świetle reflektorów. O tym , że wszystko jest po coś albo jest
po prostu.
O wszystkim i o niczym? Okazuje się, że nawet chaos
ma w sobie jakiś porządek. O sprzecznościach, kontrastach, paradoksach. O tym,
że dwa elementy układanki muszą mieć kompletnie różne kształty, żeby do siebie
pasować. Nie ma przecież dwóch takich samych egzemplarzy ludzkich. Bo "gdyby
każdy miał to samo, nikt nikomu nie byłby potrzebny".
O
tym właśnie będzie ten blog.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz