Mój niespełna czteroletni bratanek przyszedł do
mnie ze swoim samochodzikiem – białą karetką, z otwieranymi drzwiami, migającą
sygnalizacją i wyjącym alarmem. To jeden z jego ulubionych. Zabrał go nawet do
przedszkola. Po dwóch godzinach wspólnej zabawy przyszedł czas na pakowanie i
powrót do domu. Kiedy Krzyś zobaczył, że jego auto razem z innymi rzeczami
ląduje w plecaku, rzecze do mnie tak:
- Ciociu, karetka zostanie u Ciebie.
Bardzo zaskoczona zaczynam mu tłumaczyć, że
przecież to jego auto i jak będzie się chciał nim pobawić, a auto zostanie u
mnie, to może mu być smutno, że powinien je zabrać do domu (wiem jak lubi tę
karetkę i wiem też, że gdyby się gdzieś zawieruszyła, to mogłoby być grząsko).
Na co Krzyś upiera się, że on naprawdę chce, że karetka została u mnie, że
będziemy się nią bawić, jak do mnie przyjdzie. Brakło mi w pewnym momencie
argumentów, więc dałam za wygraną. Po chwili ciszy, Krzyś odzywa się do mnie
tak:
- Ciociu, a czy Ty lubisz samochody?
- Lubię Krzysiu – odpowiadam z uśmiechem.
- No właśnie – ciągnie mój chrześniak –
zostawiam karetkę, bo ja się chciałem z Tobą podzielić.
Dzieci
uczą nas jeszcze jednej rzeczy: bezinteresowności…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz