poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Kocham kino, ale co z tym kinem?

Nie wiem czy to kryzys kreatywności czy twórcy stawiają na teoretycznie sprawdzony pomysł, chwytliwe hasło lub wyświechtany slogan, który jak mantra utrwala się w głowie widza i powtarza we wszystkich możliwych odmianach i formach.


  
Mam pewien niesmak i niedosyt ostatnimi czasy. Niesmak, gdy oglądam niektóre polskie filmy. Niedosyt, że nie polscy twórcy nie potrafią zrobić dobrego filmu w każdej dziedzinie. Wszystko jedno czy będzie to komedia czy dramat, byleby mnie przykuł do fotela od pierwszych minut i pozostawił ze szczęką wbitą w podłogę przy napisach końcowych. Ja z zapartym tchem oglądam filmy, które w fabule mają zakamuflowane znaczenie tytułu, gdy muszę uważnie śledzić losy bohaterów, by odgadnąć co autor miał na myśli, a opowiedziana historia zamknięta zostaje w klamrze pełnej symboli i ukrytych znaczeń.

Coraz trudniej o taki film. Coraz rzadziej pojawiają się perełki, które wybijają się nietuzinkowością na tle mas. Obserwuję w kinowym i telewizyjnym światku pewną tendencyjność, brak oryginalności i bazowanie na czymś, co wprawdzie działa i przyciąga tłumy, ale zdążyło się opatrzyć i spowszednieć. Nie wiem czy to kryzys kreatywności czy twórcy stawiają na teoretycznie sprawdzony pomysł, chwytliwe hasło lub wyświechtany slogan, który jak mantra utrwala się w głowie widza i powtarza we wszystkich możliwych odmianach i formach.

I tak w ostatnim czasie mamy nieprzemijającą modę na miłość, bo przecież najważniejsza jest Tylko miłość, śledzimy Pierwszą miłość, w ogóle trzeba wiedzieć, że M jak miłość, Miłość nad rozlewiskiem może się rozwijać i mamy oczywiście jeszcze Apetyt na miłość. Ale akurat apetyt mamy też na co innego, bo Apetyt na życie, i też mamy Przepis na życie, zdajemy Egzamin z życia, przezywamy Życie na gorąco, no i nad rozlewiskiem też przecież toczy się życie. Razem z tą miłością. Swego czasu śledziliśmy Życie Kamila Kuranta i w ogóle lubimy śledzić ludzkie losy albo kariery, jak Karierę Nikodema Dyzmy, wysłuchamy Ballady o Januszku i obejrzymy się z bliska Przygody Pana Michała. I tu się zaczyna parada kreatywności jeśli chodzi o głównych bohaterów serialu. Bo głupi widz musi już z tytułu wiedzieć w czyim szpitalu rozgrywa się akcja serialu, czyje prawo należy respektować. I tak Szpital mamy Alicji (na szczęście tytuł tego serialu zmieniono na Lekarze – równie mało oryginalnie, ale przynajmniej bezimiennie), jest Prawo Agaty, kryminalne zagadki rozwiązuje Ojciec Mateusz (który notabene jest księdzem diecezjalnym, ojcem nazywany jest zakonnik, który przyjął święcenia kapłańskie, ale to jest naprawdę szczegół). W groszki ubierała się Magda M., sprzed ołtarza uciekła Julia, Majka urodziła dziecko swemu pracodawcy, a BrzydUla przejęła firmę odzieżową. Na koniu jeździła Janka, a Adam i Ewa byli niczym woda i ogień… Ale postawili wszystko na jedną kartę i żyli długo i szczęśliwie. W sumie – raz się żyje. Albo Teraz albo nigdy. I jakoś tak nam pasuje ryzykowanie i zapewnianie o nigdy, bo przecież Nigdy w życiu, ale to Nigdy nie mów nigdy!

Poza tym bardzo też lubujemy się w klanach i sagach, bo lubimy takie opowieści o życiu, zwykłym życiu zwykłych ludzi. I tak namiętnie od lat przed telewizory przykuwa saga rodu Lubiczów, Mostowiaków, ale nieobca nam jest Rodzina Połanieckich, Rodzina Leśniewskich czy Ród Gąsieniców.

Tendencyjność jest widoczna wyjątkowo wyraźnie, gdy Ci sami twórcy robią podobne filmy, o podobnej tematyce, znajomo brzmiącym tytule i z tymi samymi aktorami. I tak Kotek najpierw mówi, że to nie tak jak myślisz, a potem ma pokazać, co ma we środku. Najpierw powstaje Testosteron, a potem progesteronowi-estrogenowe Lejdis. Powstaje Wyjazd integracyjny (jako odpowiedź na Kac Vegas, bo może i Amerykanie znają się na integracji, ale na kacu znamy się my – brzmi hasło reklamowe), a za chwilę jednak Wawa ma kaca. I to moralnego. Że można zrobić takiego gniota. Swoją drogą, jeśli chcemy zrobić odpowiednik dobrej amerykańskiej komedii, zostańmy przy tych romantycznych. Bo choć i tak mają wiele do życzenia, to wychodzą nam dużo lepiej. Z naszymi niebotycznymi aktorami… da się przeżyć.

A propos gniotów – to ja się zastanawiam, jak człowiek o zdrowych zmysłach może zrobić film, typu Ciacho, Kac Wawa, Miłość na wybiegu, Śniadanie do łóżka, Och Karol 2 czy Wyjazd integracyjny? Mało tego, jak wykształcony, zdolny, przy zdrowych zmysłach człowiek może zagrać w takim filmie? Małaszyński, Kot, Frycz, Topa, Szyc, Adamczyk, Karolak, Dorociński… Takie nazwiska! Znakomici aktorzy, którzy mają na swoim koncie rewelacyjne role! Nie rozumiem i nie wiem o co chodzi. Ale jak nie wiadomo o co chodzi, to… zajmiemy się tym przy innej okazji.

A tymczasem… Przychodzą mi na myśl tytuły filmów, będące tekstami z tychże filmów. Dlaczego nie, Nie kłam kochanie, Tylko mnie kochaj, Nigdy w życiu. Swoją drogą, trzy ostatnie to całkiem udane projekty, lekkie, dowcipne z niezłą obsadą. Nie można takich więcej? Po sukcesie Tylko mnie kochaj, nudne i chaotyczne Dlaczego nie, na długo zniechęciło mnie do tego typu produkcji i Maćka Zakościelnego, na którego była akurat moda (jeszcze Kryminalni). Jak na wielu innych aktorów. W tym też widać brak oryginalności i pójście na łatwiznę, czyli żerowanie na aktualnej popularności. Była moda na wojskowego Pawła, jako urzędnik i biznesmen wszędzie występował Tomasz Kot, drugoplanowe role często grywał Tomasz Karolak, w kochasiów wcielał się Piotr Adamczyk, amantów lub policjantów przedstawia Borys Szyc, a Filip Bobek jest zwykle bogatym przystojniakiem, który zakochuje się w szarej myszce. Widać było sporo Soni Bohosiewicz, Marty Żmudy-Trzebiatowskiej, Izabeli Kuny, Magdaleny Różdżki. Aż dziw, że Kasia Cichopek ciągle gra tylko Kingę Zduńską…     



1 komentarz:

Unknown pisze...

Ciekawy wpis,ma Pani fajny styl pisania,może warto to gdzieś wykorzystać?.Mimochodem wpadła mi do głowy stacja7 ;).

Odnośnie filmów - najnowsze produkcje są nieznośne według mnie,chociaż starsze filmy jeszcze z czasów młodości np. Czarka Pazury są całkiem interesujące.