sobota, 26 kwietnia 2014

Taki ja i taki Ty może świętym być!

Kiedy Karol Wojtyła studiował polonistykę, na drzwiach jego pokoju akademickiego ktoś powiesił kartkę z napisem „Początkujący święty”. 
Wtedy to był żart.


Karol Józef Wojtyła urodził się 18 maja 1920 roku w Wadowicach. Tak zaczyna się niemal każda biografia Ojca Świętego Jana Pawła II. Pierwszego od 445 lat papieża nie Włocha, Słowianina, Polaka. Następcy Świętego Piotra, który przez prawie 27 lat stał na czele Kościoła Katolickiego. Czy dlatego, że został papieżem, 27 kwietnia 2014 zostanie ogłoszony świętym? Nie, nie dlatego. Był dobrym człowiekiem. Jego świętość mierzyć można pomocą  innym, życzliwością, troską, otwartością, poczuciem humoru, dystansem, ale i stanowczością, konsekwencją, pobożnością i żarliwością, z jaką głosił i niósł Chrystusa.

Ile razy słyszę z ironią: „No, no, ja nie jestem taki święty”. Albo: „Chcesz być świętszy od papieża”. I czasem nie wiem, czy być świętym i zasiadać w niebie, w wiecznej szczęśliwości razem z Panem Bogiem, to taki obciach?  A przecież świętość powinna być celem każdego z nas. Czasem jednak się od niej odżegnujemy, a czasem myślimy, że jest poza naszym zasięgiem. Kojarzy nam się z cnotliwością, nieskazitelnością, bezgrzesznością. A my przecież grzeszni jesteśmy. Ale czy o tę bezgrzeszność chodzi w świętości? Czy każdy święty był bez skazy? Zacznijmy od Świętego Piotra, który wręcz zaparł się Jezusa, twierdząc, że nie zna tego człowieka, a mimo to właśnie on otrzymał klucze Królestwa Niebieskiego. A Święty Paweł? Wcześniej Szaweł, faryzeusz, zaangażowany w prześladowania chrześcijan. Św. Teresa od Dzieciątka Jezus powiedziała kiedyś: „Gdyby święci powrócili i podzielili się swoimi wrażeniami na temat tego, co o nich napisano, bylibyśmy mocno zaskoczeni... Na pewno przyznaliby często, że nie odnajdują się w szkicowanych na ich temat portretach.”

Podobno Karol Wojtyła, jako biskup, profesor, duszpasterz akademicki, a potem papież, też miał swoje słabości i przywary. Bliscy i przyjaciele twierdzą, że miał trudny charakter, miał cięty język i bywał uszczypliwy, czasem nawet trącając złośliwością. Ale to akurat dobrze świadczy, bo pokazuje, że święci, to naprawdę tacy jak my, zwyczajni ludzie, którzy robiąc nadzwyczajne rzeczy pokazują, że są one osiągalne dla każdego. 

Bardzo po drodze mi ze świętymi. Np. św. Antoni zawsze pomaga odnaleźć zagubioną rzecz. Albo Juda Tadeusz – sprawy beznadziejne załatwia migiem w swoim resorcie. Święty Josemaria Escriva jest dla wszystkich poszukujących pracy lub pragnących polepszenia warunków w obecnym miejscu pracy. Święty Józef nie tylko mężów i żon szuka, ale i rodziną się opiekuje, łącznie z mieszkaniem, które po nowennie do Niego łatwiej jest znaleźć. Nie trzeba naprawdę szukać daleko, bo i Święta Faustyna Kowalska, i Święty Maksymilian Maria Kolbe, i Błogosławiony ks. Jerzy Popiełuszko z pomocą i radą pospieszą, jeśli tylko swoje prośby zechcemy im ofiarować. Pamiętajmy tylko, że Jezus kilkakrotnie powtarzał, by się do Niego dobijać. Różnymi drogami. Kołaczcie, a otworzą Wam, mówił. Więc dlaczego nie poprzez wstawiennictwo świętych? Ci, którzy blisko przy Pańskim Stole siedzą, mogą Mu szepnąć coś na ucho za nami od czasu do czasu… 

Kiedy Karol Wojtyła studiował polonistykę, na drzwiach jego pokoju akademickiego ktoś powiesił kartkę z napisem „Początkujący święty”. Wtedy to był żart. Wojtyła miał wtedy jakieś 20 lat. Przeszło 70 lat później, zupełnie serio, jesteśmy świadkami jego kanonizacji. Człowiek, którego wielu z nas miało okazję nawet dotknąć, dziś jest naszym Orędownikiem w niebie. Takim samym jak św. Piotr, św. Katarzyna, św. Jan Bosko, św. Franciszek, św. Józef… Bo taki mały, taki duży może świętym być… Taki ja i taki Ty może świętym być…

Charyzmatyczny łódzki jezuita, ks. Józef Kozłowski, umierał w opinii świętości. Kiedy w 2003 ogromnie cierpiał z powodu raka trzustki, rzesze modliły się o jego uzdrowienie. Pan Bóg miał jednak inny plan. Dziś przychodzą świadectwa, że to on uzdrawia. A właściwie za jego przyczyną, chorzy wracając do zdrowia. Strapieni rozwiązują swoje problemy. Samotni odnajdują rodzinne szczęście, bo o. Józef ogromnie cenił sobie małżonków. Pamiętam o. Józia 16 lat temu na prymicjach mojego wujka, gdy roześmiany, pulchny kapłan składał Piotrowi życzenia. I prawie 12 lat temu, gdy trawiony już chorobą, spacerując 1 listopada po cmentarzu, podchodził do każdego znajomego, by się przywitać. Choć to właściwie było pożegnanie, bo miesiąc później zasłabł i do śmierci nie odzyskał już przytomności, to ciągle z tym samym ciepłym i życzliwym uśmiechem ściskał nas za ręce i pytał co słychać. Właśnie ruszyły przygotowania do wszczęcia procesu beatyfikacyjnego. Ojciec Józef jest dzieckiem z trzeciego pokolenia, moja mama z czwartego, ja z piątego. Jego dziadkowie byli pradziadkami mojej mamy. Świętych naprawdę nie trzeba szukać daleko…  


 *******************


 Arka Noego Święty Uśmiechnięty

******************

Polecam cykl pt. Święci tacy jak my na stronie religia.tv.   


Brak komentarzy: