Generalnie
nie ma nic złego w tym, że z sieci korzystamy. Kłopot zaczyna się wtedy, gdy
wirtualny świat zaczyna dominować nad realnym życiem.
Internet jest obecnie dość niezbędnym narzędziem
w pracy i załatwianiu codziennych spraw. Wprawdzie jeszcze jakiś 10-15 lat temu
mogliśmy się bez niego obejść, robiąc zakupy w sklepie, czytając poranną prasę
zakupioną w kiosku, płacąc rachunki gotówką w spółdzielni mieszkaniowej,
wysyłając pocztówki z pozdrowieniami i papierowe listy czy poszukując ogłoszeń
w Anonsach. Dzisiaj to Internet dostarcza nam informacji, skraca zakupy i
opłaty do kilku kliknięć i przelewu wirtualnych pieniędzy, daje możliwość
przejrzenia ofert nie tylko z regionu, ale z całego kraju, daje możliwość
kontaktu z tymi, którzy mieszkają na drugim końcu świata, pytając bezpośrednio
jaka aktualnie pogoda za oknem. Niektórzy nawet twierdzą, że to ubogaca życie
towarzyskie, jak jednak, pomimo tej łatwości nawiązywania kontaktów czy
podtrzymywania starych znajomości jestem zdania, że nic nie zastąpi wspólnie
wypitej kawy i ciepłego dotyku przyjaciela. Osobiste kontakty ponad wszystko.
Ale generalnie nie ma nic złego w tym, że z sieci korzystamy. Czasem duża
liczba godzin spędzona przed monitorem jest po prostu podyktowana zawodowymi
obowiązkami, które trzeba wykonywać nawet po odsiedzeniu 8 godzin biurze.
Kłopot zaczyna się wtedy, gdy wirtualny świat
zaczyna dominować nad realnym życiem. Kiedy mąż, żona lub dziecko wolą
przebywanie w sieci niż wspólnie obejrzany film czy spacer. Kiedy domownik
bardziej zorientowany jest jaki filmik bije rekordy popularności na YouTube,
niż w ilości wydatków na przyszły miesiąc. Bo stąd do uzależnienia jest już
mały krok. O ile jeszcze nie nastąpił. Jeśli długie przesiadywanie członka
rodziny przy komputerze zaczyna mocno zakłócać domowe funkcjonowanie, trzeba
się temu bliżej przyjrzeć i jak najszybciej wkroczyć do akcji.
Portale społecznościowe, strony promujące
nowoczesny styl życia, pełne inspiracji i pomysłów na urozmaicenie codzienności,
śmieszne filmiki, memy i wszelakie głupoty wrzucane do sieci, wciągają i
zabierają czas, upływający przed monitorem nie wiadomo kiedy. Dla wielu jest to
sposób odprężenia i relaksu jak książka, ulubiony serial, zakupy czy kawa. A dla
innych siłownia czy bieganie. Każdy wybiera taki sposób odpoczynku, jaki mu
odpowiada i daje przyjemność. Jasne. Tylko jest jeden warunek: umiar. Relaks nie
trwa cały dzień albo pół nocy. Tak jak kończy się serial w TV i wykupiony czas na
siłowni, tak po godzinie lub dwóch zamykamy wszystkie internetowy strony, następuje
wylogowanie i powrót do rzeczywistości.
Bo dla wielu, zwłaszcza mężczyzn, mężów i ojców,
to po prostu ucieczka od codzienności, od rzeczywistych problemów. Być może
dlatego, że jest przytłaczająca, być może dlatego, że nie radzą sobie z nowymi
obowiązkami. Być może dlatego, że nie znajdują wspólnego języka z żoną, nic nie
robią wspólnie. Być może dlatego, że żony nie interesuje co on robi, co lubi, co
go interesuje. Być może to, co dzieje się w sieci jest bardziej atrakcyjne niż własny
dom. Przyczyn może być wiele. Zamiast oceniać i oskarżać, spróbujmy ustalić co
się dzieje, by znaleźć rozwiązanie.
Nadmiar obowiązków i trudności w sprostaniu im,
to pole do rozmowy i ustalenia zakresu zadań. Czasem warto usiąść obok
ukochanego mężczyzny i zapytać co takiego ciekawego przegląda. A może godzinami
przegląda filmiki z rajdów, które tak uwielbia albo szuka wymarzonego
motocykla. A może poszukuje informacji o wydarzeniach z czasów II wojny
światowej, bo ten okres historyczny bardzo go interesuje? Warto zaproponować
jakąś aktywność poza domem, by zanurzony w wirtualnym świecie mężczyzna
dostrzegł, że w trójwymiarze jest tyle rzeczy do zrobienia – spacer, rower,
wypad za miasto, pływanie, park rozrywki. A po powrocie wspólne gotowanie, bo
każdy mężczyzna jest smakoszem (nawet jak zaprzecza, lubi dobrze zjeść), a
wiadomo, że przez żołądek do serca. Wieczorem? Gry planszowe (odkryte przez nas
Jenga daje ubaw po pachy, a przy okazji uczy zręczności i logistyki) to
kapitalna zabawa, w której spędzamy czas razem, przy okazji uczymy się zdrowej rywalizacji
i tego, że nie da zawsze wygrywać. Bo niestety dorośli także często tego nie wiedzą. Wspólna gra na konsoli, to ciągłe dzielenie się emocjami, uwagami,
komentarzami. Bez kąśliwych odpowiedzi,
bez lajków, bez ścigania się czy rankingu najlepszych graczy. A to sprawia, że
stajemy się ważni dla siebie i na tym budujemy poczucie własnej wartości. Nie
na aprobacie anonimowych internautów.
W domu warto wyłączyć telefon, wyrzucić laptopa
z sypialni czy salonu, z miejsca gdzie domownicy odpoczywają. Bo musi być
przestrzeń zarezerwowana tylko dla rodziny, wolna od rozpraszających bodźców. Bo
każdy taki szum, który zakłóca pewien rytm domowego funkcjonowania, będzie od
siebie oddalał.
Nigdy nie zapomnę obrazka z rodzinnego spotkania
w Niemczech, gdy piątka dzieci, siedząca przy osobnym stoliku, zanurzona była w
pięciu tabletach leżących na blacie. Każde w swoim, wpatrzone w migający jasny
ekran. Żadne nie zamieniło słowa z sąsiadem. To znak czasu czy wychowanie?
Kiedy jesteśmy osobno, rzeczywiście każde z nas
więcej czasu spędza przed monitorem, ale kiedy jesteśmy razem, padamy ze
zmęczenia, bo tyle się dzieje dookoła. Brakuje nam nieraz czasu, żeby sprawdzić
nawet pilną pocztę. Dlatego nie bardzo rozumiem jak to się dzieje, że ludzie są
razem, a jakby osobno, w dwóch zupełnie różnych światach. Czasem oboje w
wirtualnych, bo w tym rzeczywistym już się nie odnajdują.
3 komentarze:
Dziękuję Zuza za komentarz u o. Pałysa na temat wolontariatu oraz te kilka słów do mnie.
W gąszczu komentarzy nie udało mi się odpowiedzieć od razu. Pozdrawiam - Kasia.
Kasiu, polecam się :) I tu i u o. Pałysa. Gdybyś chciała pogadać na priv, przy opisie profilu jest mój adres mailowy. Jakby co - śmiało :) Pozdrawiam! :)
Bardzo, bardzo dziękuję za życzliwość. Na adres sobie zerknę i w razie potrzeby skorzystam.
Lepsze jest jasne tło na blogu, tylko Twoja strona jest na moim komputerze trochę za bardzo rozszerzona. To znaczy tekst wychodzi poza ramy monitora.
Prześlij komentarz