niedziela, 31 stycznia 2016

Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą!

Dawno mnie tu nie było. Dużo się przez ten czas działo. Ten wpis jest wyrazem tego wszystkiego, co za mną oraz tego, co jeszcze mnie czeka. Pan Bóg ma swój własny plan, co najwyżej mogę próbować negocjować z Nim jakieś zmiany. Walczyć i nie poddawać się. Ufać i mieć nadzieję. Dopóki walczę – jestem zwycięzcą!


Kiedy w naszym życiu dzieje się coś niezgodnego z przewidzianym przez nas scenariuszem, wielu z nas, zdrowych i bezpiecznych w każdym możliwym tego słowa znaczeniu, siada i załamuje ręce. Bo znowu jest pod górę, bo znowu ktoś nam rzuca kłody pod nogi, bo miało być tak prosto, przecież miało być inaczej.

Praca i obcowanie z osobami niepełnosprawnymi przez te wszystkie lata nauczyło mnie przede wszystkim ogromnej pokory, wdzięczności i radowania się z tego, co dane jest mi doświadczać. Przewartościowało moje życie i pokazało, że nie wszystko będzie tak, jak ja tego chcę. Pan Bóg ma swój własny plan, co najwyżej mogę próbować negocjować z Nim jakieś zmiany. Walczyć i nie poddawać się. Ufać i mieć nadzieję. Jeśli odpuszczę – przegrałam. 

Być może dla niektórych czerpanie siły ze zmagań innych osób wydaje się zwykłym pustym sloganem, to jednak w mediach co i rusz słychać o dokonaniach tych, którzy przekraczają swoje słabości. Którzy nie tyle starają się żyć ze swoją niepełnosprawnością czy chorobą, ale pomimo niej. Motywacyjny mówca Nick Vujicic, urodził się bez rąk i nóg w wyniku mutacji genetycznej. Sam mówi, że wielokrotnie był na granicy załamania, że o mały włos nie odebrał sobie życia. Jednak wola walki i poszukiwanie sensu życia okazały się silniejsze. Dziś jest szczęśliwym mężem i ojcem dwójki dzieci. Jeździ po świecie, a każde spotkanie z nim przyciąga tysiące słuchaczy. Na YouTube można oglądać filmiki o jego codziennym życiu – jak się myje, ubiera, wchodzi po schodach, pływa w basenie, prowadzi swoją firmę. Wielu specjalistów uważa, że skuteczność jego prezentacji jest dość znikoma, bo oczywiście Nick potrafi świetnie działać na wyobraźnię, pokazując coś niezwykłego czy wręcz szokującego, co wzbudza podziw, ale niekoniecznie przekłada się to na realne zmiany w życiu. Wydaje mi się, że jednak nie chodzi tu o spektakularne metamorfozy, ale o zasianie ziarnka, które wykiełkuje w odpowiednim momencie. Być może kiedy przyjdzie trudny czas, niejedna osoba, zamiast swoim dotychczasowym zwyczajem usiąść i zapłakać, pomyśli: „Skoro on może, to ja też dam radę”. Nick Vujicic ciągle walczy. To dlatego jest zwycięzcą. 

Zmianom, które się w nas dokonują, nie muszą towarzyszyć fajerwerki. Wystarczy, że zamiast uciekać, staniemy do walki. Pomarudzimy i wypłaczemy się w rękawy przyjaciela, ale chwilę potem zakaszemy swoje, by zmierzyć się z trudnościami. I wcale nie efekt jest najważniejszy. Często pojawiają się w naszym życiu sytuacje, które z góry skazane są na fiasko. Albo takie, na które brakuje nam już siły i wydaje nam się, że przez nas samych są nie do pokonania. To nam się tak wydaje, tak po ludzku, bo podobno Pan Bóg nie daje nam więcej, niż jesteśmy w stanie unieść. A jeśli daje, to tylko po to, by objawiła się Jego chwała, by pokazać nam, że z Jego pomocą jesteśmy w stanie nawet góry przenosić, jeśli nasza wiara będzie choćby jak gorczycy ziarno. Więc nawet, jeśli coś wydaje się z góry skazane na klęskę, dopóki o to walczę, jestem zwycięzcą!  

Wyjść poza horyzonty

            Nie musimy szukać poza granicami kraju tych, którzy granice własnych możliwości przekraczają każdego dnia. Znany chyba wszystkim Jan Mela, który w wyniku porażenia prądem stracił nogę i rękę, w 2004 roku razem z Markiem Kamińskim zdobył oba bieguny. Założył fundację Poza Horyzonty, współorganizował wyprawę na Kilimandżaro, stanął na Elbrusie, najwyższym szczycie Kaukazu, razem z niewidomym Łukaszem Żelechowskim i walczącym z rakiem płuc Piotrem Pogonem. Wziął udział w programie tanecznym, jest fanem wspinaczki. Ten sam Jan Mela, powiedział kiedyś w jednym z wywiadów, że jego największą niepełnosprawnością jest jego lenistwo. Pani Anna Krupa jest chyba jedyną taką nauczycielką w Polsce. Urodziła się bez rąk. Ukończyła bibliotekoznawstwo, zarządzanie biznesem i oligofrenopedagogikę. Najpierw podjęła pracę w katolickiej szkole w Czerwiennem na Podhalu jako anglistka. Potem zaczęła pracować w szkolnej bibliotece. Mimo, że to szkoła integracyjna, obawiała się reakcji uczniów, ponieważ wszystko robi stopami. Nimi przewracała kartki w podręczniku, wpisywała stopnie, pokazywała błędy. W domu prasuje, wybiera numer telefonu, gotuje, sprząta. Wszystko robi stopami. Kilka lat temu urodziła córkę, którą sama wychowuje. Sama ją pielęgnowała, zmieniała pieluszki, a przede wszystkim bez rąk musiała nauczyć się okazywać jej czułość. Dopiero niemożność przytulenia córki tuż po porodzie, po raz pierwszy pokazała pani Annie, jak bardzo brakuje jej rąk. 
           
            O księdzu Janie Kaczkowskim rozpisywać się już nie zamierzam. Człowiek, który z medycznego punktu widzenia powinien już nie żyć, żyje na pełnej petardzie i wcale nie zamierza zwolnić. Ale za to wspomnę o Michale, mężu mojej przyjaciółki, który urodził się bez nogi, a proteza kończyny, zapinana w pasie, zupełnie nie przeszkodziła mu w założeniu rodziny, zostaniu ojcem dwóch cudownych córek, w zawodowej pracy, prowadzeniu auta i byciu reprezentantem naszego kraju w piłce siatkowej. Aktywny w każdej sferze życia, przesympatyczny młody człowiek. Tak jak Joasia, niespełna 30-letnia dziś kobieta, która jako nastolatka miała wypadek samochodowy, po którym uczyła się na nowo chodzić, jeść, mówić. Dzisiaj porusza się o kuli, bez James’a, jak ją pieszczotliwie nazywa, jej niepełnosprawność jest bardzo widoczna. Ale nie znam chyba drugiej tak zakochanej w życiu kobiety. Miłośniczki mody, znawczyni dobrego stylu. Zawsze modnie ubrana, z pełnym profesjonalnym makijażem, zarażała energią, śmiechem i dobrym samopoczuciem, gdy tylko wchodziła do biura. Kiedy razem pracowałyśmy, prowadziła zajęcia z wizażu, motywacji, asertywności i rozwoju kariery zawodowej. Ona uczyła naszych podopiecznych nie programem z podręcznika, tylko swoim życiem i postawą.  

Takich przykładów cudów i woli walki, ufności, oddania i niezłomności, wśród znajomych, przyjaciół, tych, z którymi pracuję, mogę wymienić całą litanię. Każdy z nich został przygnieciony ciężarem niesionego krzyża. Każdy z nich zapierał się ze wszystkich sił lub ich resztką, by się podnieść i iść dalej. Każdy z nich starał się żyć od nowa, pomimo przeciwności losu. Z odwagą godną herosów stawiali czoła temu, co niejednokrotnie budziło lęk i przerażenie. Bo odwaga nie jest brakiem lęku. Jest działaniem, którym ten lęk staramy się pokonać.  

Dopóki walczysz… 

Pan Bóg może wszystko, ale nie zrobi wszystkiego bez nas. Wielokrotnie to my ograniczamy go swoim zniechęceniem, zwątpienie, brakiem zaangażowania i woli walki. Bo On szanuje naszą wolę. Choć potrafi działać cuda, to oczekuje, byśmy powalczyli razem z nim. „Nie martw się - zdaje się mówić - ja się tym zajmę, ale nie stój bezczynnie. Znajdź powód, by żyć, a ja zrobię resztę”. Najlepszym powodem do życia, jest samo życie – zbyt piękne, by się z nim tak po prostu żegnać, by z niego rezygnować. Dopóki walczysz – jesteś zwycięzcą! Cokolwiek robisz. Zwłaszcza, gdy w swoich działaniach przekraczasz swoje możliwości, gdy przekraczasz to, co niekiedy niemożliwe…

Nick Vujicic podczas swoich wystąpień pyta: „Czy można się podnieść, nie mając rąk i nóg? Nie. Ale trzeba próbować. Nawet sto razy. A gdy i to się nie uda, trzeba powtórzyć po raz sto pierwszy”, po czym upada na podłogę, by następnie poprzez ekwilibrystyczne ruchy tułowiem, oprzeć głowę o podłogę, potem o leżącą książkę, by następnie odepchnąć się i wstać. Dopóki walczysz – jesteś zwycięzcą! 




**************************** 
 
Wiara, siła, męstwo - to nasze zwycięstwo!


Hymn - Luxtorpeda

6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Nie walczę. Nie chcę walczyć. Nie chcę mieć "wroga". I jeśli uda mi się wstać rano, nie myślę o sobie "zwycięzca". Życie jest walką? Może i tak, ale przede wszystkim życiem.

Anna pisze...

Ale są tacy, którzy walczą. Każdego dnia. I czują się zwycięzcami, jeśli udało im się rano wstać z łóżka. Ja też nie walczę, dla mnie życie jest życiem, ja żyje życiem, ale mam wokoło siebie takich, którzy walczą... o życie. Ja mam to szczęście, Ty również, nie wszyscy jednak... I ci właśnie, dopóki walczą, są zwycięzcami!

Anonimowy pisze...

Powtórzę: żyję. Nie walczę. Oddycham wiedząc, że może jutro już respirator. Albo ostatnie tchnienie. I nie ode mnie to zależy. I mówię: "Twoja wola, ale ja mam coraz mniej sił". I na razie wstaję - ale nie na podbój świata.

Unknown pisze...

Dla mnie życie nie jest walką. Na walkę z chorobą czy niepełnosprawnościa czy kryzysem niepotrzebnie marnuje się siły. Moim zdaniem pierwszym krokiem jest akceptacja. A potem bycie tu i teraz plus dążenie do ewentualnej zmiany. Mmkulik

Czytelniczka pisze...

A co Cię czka? Czy walczysz z chorobą?

Czytelniczka pisze...

Czasem możemy współdziałać z Bogiem, a czasem nie mamy nie tyle sił, ale pomysłów jak wyjść z kłopotów. Nie wiemy i dlatego wtedy prosimy Boga, że On nam pomógł całkowicie. Jest takie nagranie o.Szustaka "Ten z drzewem Jozuego". Coś tak i tam jest o tym, kiedy człowiek niewiele może i prosi, żeby Bóg zadziałał bezpośrednio i bez naszej aktywności jeśli nie wiemy jak wyjść z opresji albo nie mamy warunków. Tylko, że takie zdarzenia są bardzo rzadkie.