Dbałość
o własne zdrowie to bardzo dobry nawyk. Ale jak wszędzie, również w zdrowiu i
dbałości o urodę należy znaleźć złoty środek.
Dbałość o własne zdrowie to
bardzo dobry nawyk. „W zdrowym ciele zdrowy duch”, jak mawiają. Rzeczywiście jakiekolwiek
dolegliwości fizyczne rzeczywiście potrafią mocno wpłynąć na naszego psyche.
Natomiast ich brak, sprawia, że od razu poprawia się nasz komfort psychiczny.
Ale jak wszędzie, również w zdrowiu i dbałości o urodę (stanowiącej także
wyznacznik zdrowia), należy znaleźć złoty środek. Niektórym jednak skłonności
do kompromisu brak.
Spora grupa kobiet twierdzi, że
źle się czuje bez makijażu i bez niego nie wyjdzie z domu. Można by się
zastanawiać czy taka sytuacja już zakrawa o problem. To, że kobieta lubi dobrze
wyglądać, że o siebie dba, to nie jest żaden kłopot. Problem pojawia się wtedy,
gdy kobieta wyjście z domu uzależnia od tego, czy ma makijaż i do aspektu
swojego wyglądu przywiązuje zbyt wielką wagę, kiedy wygląd i uroda stają się
priorytetem. Dbanie o siebie jest wyrazem troski o zdrowie i szacunki do
własnego ciała. Tym bardziej, że obraz własnego ciała jest jednym z elementów
budujących obraz siebie. Wygląd jest odzwierciedleniem tego jaki mamy stosunek
do siebie. Jeżeli jednak ta kwestia determinuje nasze samopoczucie i tylko na
tym budujemy naszą samoocenę, to mamy kłopot, bo nie da się wyglądać idealnie.
Pytanie, które stawia się psychologom dotyczy granicy pomiędzy normalną
dbałością o siebie a uzależnieniem. Terapeuci coraz częściej używają
sformułowania: uzależnione od piękna, stawiając ten nałóg obok zakupoholizmu (w
przypadku kobiet dotyczy głównie kupowania ubrań) czy uzależnienia od operacji
plastycznych, które właściwie stanowią niekiedy jeden z elementów problematyki
uzależnienia od piękna.
Znaczna część kobiet robi make-up,
by np. zakryć mankamenty skóry. Jest jednak spora grupa fanek makijażu, która
traktuje makijaż jako swoistą maskę, bez której nie jest w stanie pokazać się
światu. Zdarza się, że kobieta wpada w panikę, gdy mąż wejdzie do łazienki
zanim ona skończy makijaż, albo zobaczy ją nago, co powoduje skrępowanie, bo
wiele z nas ma po prostu kompleksy. Znów rodzi się pytanie, czy taka reakcja to
sygnał, że mamy kłopot? Z pewnością problem pojawia się wówczas, gdy kwestię
wyglądu i urody kobieta zaczyna traktować obsesyjnie i zupełnie nie akceptuje
swojego naturalnego wyglądu. Dlaczego tak się dzieje?
Jak
grzyby po deszczu rosną strony internetowe, programy i akcje poświęcone
zdrowemu odżywianiu się, dbaniu o zdrowie i kondycję, byciu fit, eko i active.
Zachęcają do tego znani i lubiani, prześcigając się w kuchni lub na siłowni w
kolejnych strategiach jak jeść i chudnąć, pracować i mieć czas na trening,
kupować zdrowo i tanio, być piękną i wiecznie młodą. Portale społecznościowe
roją się od zdjęć umięśnionych brzuchów, jędrnych pośladków, twardych bicepsów,
ukształtowanych tricepsów, podpierając się spektakularnymi metamorfozami „przed
i po”. Wszystko jest możliwe, głoszą ich autorzy, trzeba tylko chcieć. W sumie
i prawda, ale nawał informacji, którymi przeciętna kobieta jest bombardowana
sprawia, że taki właśnie ideał kobiecego piękna: młoda, zdrowa, szczupła, umięśniona
i wysportowana.
Problem
w tym, że kobiety, bardziej niż mężczyźni, są narażone na konsekwencje
niespełniania wymagań kulturowego ideału – wzorca z wyretuszowanych zdjęć,
które potrafią wyryć sobie jako cel do osiągnięcia. Jeżeli ich wygląd od niego odbiega,
więcej uwagi i energii poświęcają na kształtowanie go zgodnie z wszechobecnym
ideałem, nawet poprzez zachowania autodestrukcyjne. Bo często nie zdają sobie
sprawy, że podejmowane działania na rzecz upiększania swojego ciała, są
szkodliwe dla zdrowia, a czasem nawet życia. Nie mówiąc już, że od
niszczycielskiego mechanizmu uzależnienia dzieli je jedynie krok.
Kobiety
odbierają wiele sygnałów, głównie z mediów, ale także relacji społecznych, że
powinny dbać o swoje ciało, co prowadzi do pułapki jego dyscyplinowania,
nieustającej walki z biologią o to, aby było ono idealne. Bardzo często
idealizują one szczupłość jako pożądany wzorzec, w obawie przed utyciem omijają
szerokim łukiem wysokokaloryczne produkty, katują ciało obciążającymi
treningami i wydają krocie na kosmetyki. Wygląd staje się centralną
determinantą kobiecej tożsamości, a te o bardziej negatywnym wizerunku ciała
dodatkowo w większym stopniu internalizują przekazy dotyczące urody,
przekładając mankamenty i niedoskonałości urody, jakie dostrzegają, na cechy
swojej osobowości i samopoczucie. W efekcie czują się mniej wartościowe, mniej
pewne siebie, mają zaniżoną samoocenę. Powstające w ten sposób napięcie trzeba
zniwelować kolejnymi działaniami na rzecz urody. Nie zawsze jednak zdrowia.
*****************
Wpis stanowi fragment artykułu mojego autorstwa, który ukazał się na portalu DEON.pl
1 komentarz:
ale tu się cisza na tym blogu zrobiła :>
Prześlij komentarz