W niebiańskim sekretariacie
pewnie tyle razy widzieli już moje „podanie”, że kolejnych już nie czytają,
wrzucając je od razu do kosza – jest kolejka realizacji, trzeba czekać. Albo
zwyczajnie brakło zamówionego egzemplarzu na składzie. Trzeba uzbroić się w
cierpliwość, aż wznowią wydanie…
To, co wydaje się nam być zwykłym
zbiegiem okoliczności, zrządzeniem losu, często może się okazać misternie ułożonym
planem.
Prowadziłam dzisiaj ciekawą
konwersację. Rozmawiając z kolegą o zanoszonych intencjach i o tym, jak, gdzie i kiedy prośby są
rozpatrywane, doszłam do wniosku, że z prośbami do Pana Boga jest jak z
załatwianiem spraw w urzędach. Jeśli człowiek chce coś wskórać, musi się nachodzić,
uporem maniaka nastukać do drzwi, naskładać podań i dokumentów wszelakich,
osiągając zamierzony cel często nie dlatego, że mu się należy, ale przez swoją
namolność. Czasem pozytywne rozpatrzenie sprawy jest po prostu jedyny sposobem,
żeby pozbyć się z urzędu natręta.
Zaczęliśmy się więc zastanawiać
jak to jest w niebie. Przecież Pan Bóg też dostaje każdego dnia wiele „podań”
do rozpatrzenia, więc pewnie musi mieć jakiś sekretariat, w którym znajduje się
ewidencja wchodzącej korespondencji, miejsce, gdzie czeka na swoją kolej. Musi być
porządek, żeby było wiadomo kto i kiedy dostanie odpowiedź. Tym bardziej, jeśli
„podania” ciągle napływają od petentów, którzy nie czekają na odpowiedź lub nie
reagują na odmowę. Rozbawiła mnie pointa kolegi, który stwierdził, że pewnie
tyle razy widzieli już moje „podanie”, że kolejnych już nie czytają, wrzucając je
od razu do kosza – jest kolejka realizacji, trzeba czekać. Albo zwyczajnie
brakło zamówionego egzemplarzu na składzie. Trzeba uzbroić się w cierpliwość,
aż wznowią wydanie…
Niby przypadkiem spotkaliśmy
się, kiedy tachałam do domu paczkę z poczty, bo mama postanowiła uraczyć mnie
tegorocznymi zbiorami warzyw, notabene szalenie ekologicznych, bo bez
sztucznych barwników, konserwantów, nawozów. Tymczasem wspomniany kolega, nie
czekając na spóźniający się tramwaj, zmierzał w kierunku domu wzdłuż trasy
łączącej pocztę z moim domem, tyle że po drugiej stronie ulicy. Dojrzał mnie z
daleka, szybko przeszedł się przywitać, a tym samym pomógł mi dotransportować warzywne
dobroci (7,5 kg) do mieszkania. On zrobił dobry uczynek, ja się nie nadźwigałam :). Żegnając się powiedział, że złoży w mojej
sprawie petycję o przyspieszenie realizacji mojej sprawy.
Hmmm….zawsze to jedno "podanie" więcej w niebiańskim sekretariacie….
**********************
Raz Dwa Trzy Pod niebem pełnym cudów (sł. i muz. Adam Nowak)
1 komentarz:
... i jeszcze tak muszą poukładać wszystkie sprawy w niebiańskim sekretariacie, aby po ich spełnieniu nie zachodziły sprzeczności między poszczególnymi sprawami... :)
nasze podania zanoszą czasami osobiście święci, a gdy ktoś modli się np. o skręcenie nogi sąsiadki, to podanie trafia do kosza ze względu na błędne sformułowanie :)
ciekawy i zabawny obraz, ale jednak mam nadzieję że w niebie nie ma papirologii i pań Halinek za biurkami :) pozdrawiam serdecznie!
Prześlij komentarz