wtorek, 30 października 2012

Bogu się podoba, gdy może na Ciebie liczyć

Psychologia jest nauką, z własną metodologią, z konkretnymi założeniami. Jeśli ktoś pracuje zgodnie z nimi, to to jest dobre bez względu na to czy wierzy czy nie.



Zwykle bronię swojego fachu jak lwica. Bo wierzę w słuszność tego, co robię. Wierzę w ideały, jestem przekonana o prawdziwości założeń. Lubię to, co robię i robię to z pasją. Nie jest to zawód prosty, czasem potrzebuję odpoczynku i oderwania się  od zawodowych zadań, ale na dłuższą metę, niedobór pracy wywołuje zdrową tęsknotę, wynikającą z naturalnej równowagi, że brak pokarmu rodzi głód, który zaspokojony, rodzi potrzebę braku, by uchronić od przesytu. 

Tym razem nie mogło być inaczej. Bo jak tu nie polemizować ze stwierdzeniem, że neokatechumenat też głosi tezę o szkodliwości psychologii, bo przecież kiedy podaje człowiekowi z problemem psychologiczny "młotek", to nie mam pewności, że to pochodzi ode mnie; że jeśli Bóg tego nie chce, to i "młotek" nie pomoże, a ja mogę być tylko (i obym była - rzecze mój rozmówca) Jego narzędziem - powiedzmy "śrubokrętem". 

Nie do końca wiem, co oznacza stwierdzenie, że „nie mam pewności, że to pochodzi ode mnie”. Jeśli nie ode mnie, to od kogo? Zwykle to ja mówię do swoich pacjentów, słowa wychodzą z moich ust, rodzą się w mojej głowie i rozważam je w swoim sercu, prosząc niejednokrotnie Ducha św. o pomoc. I jestem przekonana, że nie raz i nie dwa pomógł mi w znalezieniu odpowiednich słów i przekazania ich we właściwy sposób, by pomóc mojemu temu człowiekowi z problemem. Więc właściwie mogą pochodzić od Niego. 

Właśnie takie nauczanie, jak neokatechumenatu, wypacza sposób myślenia i potem ludzie, którzy potrzebują pomocy, diagnozy, leczenia, błąkają się od spowiednika do spowiednika i nic z tego nie wynika więcej, a problemy psychiczne coraz bardziej się pogłębiają. Chyba, że ktoś nie przyjmuje wszystkiego tak bezkrytycznie i potrafi wyważyć jakość zasłyszanych treści (sama mam przyjaciółkę psychologa, która jest we wspólnocie neokatechumenatu). Myślę sobie, że gdyby psychologia była taka zła i stała w tak ogromnej opozycji do religii, to nie byłoby możliwości studiowania jej na katolickiej uczelni. Tymczasem psychologia KULowska, którą ukończyłam, jest jedną z najlepszych w kraju....

Znowu przychodzi mi do głowy przykład z leczeniem medycznym. Lekarz mówi – robimy niezbędne badania: ekg, potem test wysiłkowy, a jak wyjdzie źle, to potrzebna będzie koronografia, a potem chyba operacja. Wyobraźmy sobie sytuację ,w której pacjent, zamiast przygotowywać się do zabiegów diagnostycznych, zaczyna się zastanawiać: czy Bóg tego chce? Czy te badania (czyt.: narzędzia) pochodzą od Niego? A może ktoś inny sie za tym kryje? Nie, nie poddam się tej operacji, bo za tym pewnie stoi szatan. W ogóle na ekg sie nie zgadzam, bo chyba Bóg tego nie chce... Czy nie brzmi to jak absurd? Jeśli przychodzi do mnie osoba, np. z depresją , a jej daję do zrobienia konkretne ćwiczenie - zamieniamy ciemne ubrania na jasne, staramy się wstawać rano jak najwcześniej, po czym wychodzimy na spacer, robimy poranne zakupy i tak przez 5 kolejnych dni (bo osoba w depresji i tak już będzie miała trudność z mobilizacją do tego, ale to jakiś pierwszy krok w pracy nad sobą), to rzeczywiście - jest sie nad czym zastanawiać - Pan Bóg chce czy nie chce, żeby osoba zmieniła te ubrania i poszła na te zakupy?

W odpowiedzi czytam: „Psychologia jest dobra, jeśli nie zastępuje życia duchowego, na zachodzie, zwłaszcza wśród bogatych, psycholog zastąpił kapłana. Prawem Boga jest zostawić komuś krzyż. Wtedy psycholog może pomóc, nie przeczę.” 

W Polsce też są tacy, którzy wzorem amerykańskich filmów, szukają szczęścia w gabinetach psychologicznych. Często mylą pomieszczenia. Zamiast do takiego z kozetką, powinni trafić do takiego z konfesjonałem. Ale przede wszystkim zadaniem psychologii nie jest zastępowanie duchowości. To ludzie uprawiający psychologię często wypaczają jej cele i sens stosowania. Ja reprezentuję psychologię, która ma pomagać, leczyć i życie duchowe uzupełniać, a nie zastępować. Dlatego zawsze będę się oburzać na komentarze katolików, którzy psychologię krytykują, nie znając jej tak naprawdę. Przykro mi, jeśli mieli oni kontakt z jakimś fanatycznym psychologiem lub pseudopsychologiem (bo myślę sobie, że sam dyplom psychologiem nie czyni – psychologiem trzeba być niejako z natury, rzeklibyśmy – z powołania, bo tylko wtedy ten zawód może przynosić dobre owoce), bo mogli doświadczyć zranień, które czasem ciężko uleczyć. Ale nie wszystkich trzeba od razu podciągać pod jedną kreskę. Podobnie jest z religią - ta również może prowadzić do swoistego fanatyzmu. Czy to znaczy, że jest zła? Nie! To ludzie tworzą taki nie inny obraz wyznawanych przez siebie wartości i sposobu ich wyznawania. Bo gdyby oceniać wszystkich katolików np. po tym, co działo się swego czasu pod Pałacem Prezydenckim przy słynnym „krzyżu smoleńskim”, to ja się pod takim katolicyzmem nie podpisuję! Bo jakoś nie utożsamiam publicznego wyznawania wiary w Chrystusa z przywiązywaniem się do krzyża, starciami się z policją, wyzywaniem księży próbujących przenieść krzyż do kościoła od zdrajców. Bo chodzę na pielgrzymki, noszę medalik z wizerunkiem Matki Bożej, w torebce zawsze mam różaniec, robię znak krzyża mijając kościół, wypowiadam się w katolickich mediach. Podobnie nie czuję jedności z psychologami szarlatanami, diagnozującymi po jednym spotkaniu, leczącymi po dwóch sesjach z najcięższych zaburzeń, uprawiających psychologię wyzutą z podmiotowości i godności ludzkiej, zajmujących się hipnozą, ustawieniami czy neurologicznym programowaniem. 

Chciałam podać w ten sposób przykład, że jeżeli ktoś z zewnątrz ocenił katolików po tym, jak ludzie zachowywali się na Krakowskim Przedmieściu w lipcu 2010 r. i stwierdził, że wszyscy katolicy są tacy, jak tamci, to ja jednak inaczej bycie katolikiem pojmuję. Wówczas ktoś mógłby powiedzieć, że katolicyzm to religia fanatyków, narwańców, histeryków. Widząc takie obrazki w zachodnich mediach, ktoś mógł stwierdzić, że katolicyzm to religia zła..... A przecież tak nie jest. Tak samo z psychologią. 

W zamian dostałam krótką lekcję historii o Wermachcie i Smoleńsku, drogowych wypadkach i ekshumacjach. A przecież ja nie o Smoleńsku chciałam, tylko przykład dałam, że kiedy zaczynamy generalizować, to możemy bardzo łatwo kogoś skrzywdzić niesłuszną oceną. Jeśli ktoś powiedział, że miał złe doświadczenia z psychologami, którzy próbowali narzucić mu światopogląd, zastępując psychologicznymi tezami jego duchowość, więc przez to psychologia jest zła, to może przed wydaniem osądu na wszystkich psychologów i całą psychologię, warto zapytać tych, którym pomogła. 

I co się okazuje? Że ja mogę sobie język strzępić, a raczej klawiaturę eksploatować i opuszki palców zdzierać, rozwodząc się nad słusznością bytności psychologii, a przecież jest kwestia ważniejsza: bo „całą tę awanturę pod Pałacem wymyślili PSYCHOLOGOWIE!!! To była idealna realizacja planu z książki amerykańskiego psychologa, co zrobić, aby porządni ludzie dopuszczali się najgorszych zbrodni i jeszcze byli z tego dumni.”  

Przyznam szczerze, że ręce mi opadły… Całą awanturę pod Pałacem Prezydenckim wymyślili psychologowie... Dawno większej bzdury nie słyszałam... Odechciało mi to rozwijać. Podobno korzystam z niewłaściwych źródeł. Ale jeśli ja korzystam z niewłaściwych źródeł, to z jakich korzystają Ci, którzy uważają, że psychologia jest złem? To nie tak, że psychologia jest dobrem tylko wtedy, kiedy psycholog jest wierzący. Można być niewierzącym, a bardzo skutecznym psychologiem. Kwestia odpowiedniego podejścia i sposobu uprawiania psychologii, nie wypaczania jej. A niestety psychologowie chrześcijańscy, jak niektórzy się nazywają, potrafią to robić. Więc nie ma na to reguły, czy psycholog jest wierzący czy nie, każdy może popełnić błąd i każdy może uprawiać psychologię zgodnie z jej założeniami. Psychologia jest nauką, z własną metodologią, z konkretnymi założeniami. Jeśli ktoś pracuje zgodnie z nimi, to to jest dobre bez względu na to czy wierzy czy nie.


**********************

Po ostatnim wpisie żadnych komentarzy, tylko kilkadziesiąt wejść. I nic więcej. A jednak nie obyło się bez echa, co wywołało we mnie dość silne uczucia wzburzenia. Nie dlatego, że mój rozmówca się ze mną nie zgodził. Dlatego, że prezentując odmienne zdanie, niewiele na poruszony temat wiedział. Nie zaprezentował konkretnych, przekonujących argumentów. Powtórzył tylko to, co zasłyszał. A na koniec zmienił temat dla zmylenia przeciwnika. Chyba nie dałam się zmylić. I niech tak zostanie… Skoro tak twierdzę….


************************

Tylko Bóg może dać wiarę;
   jednak Ty możesz dać świadectwo.
Tylko Bóg może dać nadzieję;
   jednak Ty możesz pogłębić wiarę w swoich braciach.
Tylko Bóg może dać miłość;
   jednak Ty możesz uczyć innych jak kochać.
Tylko Bóg może dać pokój;
   jednak Ty możesz zasiewać zgodę.
Tylko Bóg może dać siłę;
   jednak Ty możesz pocieszyć kogoś wątpiącego.
Tylko Bóg może dać życie;
   jednak Ty możesz go uczyć innych.
Tylko Bóg może dać światło;
   jednak Ty możesz sprawić, by zajaśniało w czyichś oczach.
Tylko Bóg jest życiem;
   jednak Ty możesz wzbudzić w innych jego pragnienie.
Tylko Bóg może uczynić coś, co zdaje się niemożliwe;
   jednak Ty możesz uczynić to, co możliwe.
Bóg jest samowystarczalny;
   podoba Mu się jednak, gdy może na Ciebie liczyć.

(pieśń brazylijska)

9 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Programowanie neurologiczne - NLP? Tyle napiszę, że gdyby swego czasu nie jeden taki nim się właśnie zajmujący (nie jest dla mnie całkiem jasne, czy, Pani Autorko, odżegnujesz się od szarlatanów spod znaku NLP, czy działających pod właśnie tym szyldem za szarlatanów uważasz), nie pisałbym tego komentarza, ani nie wrócił do Kościoła po 30 latach. Szarlatan to szarlatan, niezależnie od tego, co nosi w torebce, a co na szyi (obrazy pożyczam, ale nie traktuj ich ponownego wykorzystania przeze mnie, Pani Autorko, jako prztyczka czy przytyczka)? Pozdrawiam!

Belegalkarien pisze...

Nie pracuje pod szyldem NLP i raczej nie zamierzam. Pracuje w innym nurcie, który uważam za skuteczniejszy, chociażby dlatego, że poparty wieloletnimi badaniami naukowymi. Nie przeczę, że mogło pomóc, ale ja mam na temat praktycznego zastosowania programowania neurologicznego swoje zdanie i rzeczywiście - niekoniecznie jest ono pochlebne. Co nie znaczy, że ktoś nie może mieć innego, wręcz przeciwnego i w tym względzie szarlatanem nazywać mnie. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia:)

Szarlatanem, w myśl definicji, będzie ten, kto oszukuje, zwodzi, manipuluje swoimi rzekomymi zdolnościami, i nie ma na to wpływu, czy ten ktoś jest wierzący czy nie. Nosząc różaniec w torebce też można być przekonanym, że jest się świetnym terapeutą, o terapii mając pojęcie blade.

PS. Przyznam szczerze, nie bardzo wiem o co chodzi z tym pożyczaniem obrazów i dlaczego miałabym odebrać to jako prztyczek lub przytyczek :)

Pozdrawiam!

Anonimowy pisze...

Dziękuję za odpowiedź. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia? Byt określa świadomość? Nie będę polemizować, bo nie o to mi chodziło, żeby się pokłócić i żeby błysnąć pozłotką i mrugnąć okiem, po czym zająć się życiem w jego wymiarze serio oraz transcendencją. Tylko o to, że akurat NLP (nie tylko) zajmuje się ktoś (nie wyłącznie)kto, po pierwsze, swego czasu bardzo mi pomógł (jakich dokładnie używając narzędzi przecież nie wiem!), i kto, po drugie, niejeden dał dowód, że jest człowiekiem ze wszech miar przyzwoitym. A w tym niejasnym zdaniu, o którym napisałem, że jest dla mnie niejasne (tak, ja też nie wszystko rozumiem), ci szarlatani jakoś blisko byli ustawień, hipnozy i programowania neurologicznego. Hipnozą - w wydaniu Miltona E. na przykład - niech się zajmuje kto chce, ustawieniami o. Posacki, ja chciałem bronić człowieka. Może niepotrzebnie, bo przecież Pani, Pani Autorko, nikogo nie atakowała. Tylko przedstawiła swój punkt widzenia. Który zależy od punktu siedzenia. Ale takie stwierdzenie falsyfikuje zdania typu "Psychologia jest...". Jest albo nie jest, zależy. P.S. Moim zdaniem, bardzo nie trzeba rozumieć - trochę może wystarczy. P.S. 2 Długoletnia skuteczność potwierdzona badaniami to ważna rzecz, ale psychologia to w ogóle młoda nauka jest?

Anonimowy pisze...

Jeszcze dopowiedzenie, zanim zakończę swój udział w dyskusji. Nie sądzę, żeby osoba, którą mam na myśli, nazwała Panią szarlatanką tylko ze względu na różnice zapatrywań. Ale to domniemanie. Więc napiszę: odmienne zdanie to dla mnie nie podstawa, żeby nadać komuś miano szarlatana. I nie usprawiedliwienie, że, co prawda, ja takim mianem określam kogoś, o kim (jego działce) mam niepochlebne zdanie, ale i mnie ono może być nadane, więc nie ma sprawy. Nie podstawa więc i nie usprawiedliwienie, niezależnie od tego, gdzie siedzę i co widzę. Zwłaszcza, że chodzi o praktykujących psychologów czy psychoterapeutów. Pozdrawiam!

Belegalkarien pisze...

Drogi Anonimowy!
Nie znam osoby, która Ci pomogła i wcale nie umniejszam jej umiejętnościom. Więc nie mogę powiedzieć, że o niej, konkretnie, mam niepochlebne zdanie. Mojego zaufania nie budzi samo NLP (podobnie jak hipnoza czy ustawienia), to metodę uważam za niewłaściwą, nieskuteczną, fałszywą, zwodniczą, kłamliwą - jak zwał tak zwał. I są na to liczne dowody, przemawiają za tym konkretne argumenty. Więc jeśli osoba, przekonana o jej skuteczności, używa jej, w jakiś sposób się z nią identyfikuje, wykorzystuje w pracy z ludźmi, to siłą rzeczy, w pewien sposób ich oszukuje, wmawiając, że świetnie działa, kiedy nie jest to zgodne z prawdą. Więc- bądź co bądź staje się szarlatanem - oszukuje ludzi, wmawia im skuteczność metody, przekonuje o swoich umiejętnościach w tym zakresie, które, obiektywnie rzecz biorąc, nie przynoszą rezultatu. Sugestia to potężna broń w psychologii, znamy działanie placebo. Natomiast nurt, w którym ja pracuje, behawioralno-poznawczy, daje konkretne narzędzia, przynosi konkretne efekty. Teorie behawioralne i poznawcze dotyczące ludzkiego funkcjonowania, powstały w oparciu o solidne badania naukowe, o liczne eksperymenty, mają swoje podwaliny w biologii ludzkiego zachowania - a z tym dyskutować się nie da. Więc bardziej chodzi o polemikę na argumenty i dowody, a nie pokazanie wyższości swojej pozycji czy wiedzy. Psychologia ma wiele różnych gałęzi, dziedzin, nie wszystkie są dobre, tak obiektywnie rzecz biorąc.

Belegalkarien pisze...

Poza tym, jeśli mówię, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, to nie falsyfikuje twierdzenia, że "psychologia jest...." - jest nauką, z własną metodologią, założenia, narzędziami. Jako nauka ma pewne obiektywne, nazwijmy to: zasady, które nie podlegają dyskusji - są i już. Ale jak w medycynie jest wiele różnych specjalizacji, tak też jest w psychologii. Kliniczna, rozwojowa, społeczna, wychowawcza, rodziny, sportu...można mnożyć. W każdej fundamenty są te same, ale szczegółowiej zajmują się różnymi sferami, rozwijają się, tworzą swoje metody, narzędzia.... I tu jest właśnie pies pogrzebany, że czasami zbytnia chęć znalezienia czegoś nowego, innowacyjnego, oryginalnego, może prowadzić nie do rozwoju z pożytkiem dla innych, ale do regresu ze szkodą. I tak: ustawienia są kręgu psychologii rodziny i relacji - sama w sobie działka szalenie potrzebna, ale metoda - szalenie wątpliwa!!! Neuropsychologia - kręci mnie zawodowo. Psychologia komunikacji, autoprezentacja - prowadzę z tego zakresu warsztaty, ale neurolingwistyczne programowanie budzi moje wątpliwości. Mam nadzieję, Drogi Anonimowy, że rozumiesz, co chcę powiedzieć. Psychologia to nie stek bzdur, dyrdymałów, to nie kozetka z amerykańskich filmów. To część każdego człowieka, niezwykle silnie związana z jego biologią i funkcjonowaniem społecznym, nie wyłączając duchowego. Trzeba nią operować bardzo ostrożnie, bo niejednokrotnie nasze decyzje, psychologów, mogą zaważyć o ludzkim życiu. Prawie jak na stole operacyjnym. I nie przesadzam w tym momencie, bo miałam takie sytuacje zawodowo. Cel w tym wypadku nie uświęca środków. Moje naukowe guru, prof. Tucholska, zawsze powtarzała, że diagnozuje nie metoda, a psycholog, a niewłaściwa metoda w ręku kiepskiego psychologa jest jak miecz obosieczny w ręku szaleńca. I ja z tym nie dyskutuję...:)

Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do dyskusji częściej, bo sympatycznie się gaworzy, a zawsze to warto wzbogacić się o słowo mądrego człowieka. Dlatego miło mi będzie gościć Cię w Czterech Jabłkach :D

Anonimowy pisze...

Oszukuje, wmawia ludziom, w pewnym sensie staje się szarlatanem? Nie jest nim, ale jednak nim jest? Wybaczy Pani, nie czuję się na siłach prowadzić z Panią rozmowy. Brakuje mi wiedzy, ale też powietrza. Pani słowa stoją w sprzeczności z moim doświadczeniem, a zarazem mnie nie przekonują. Chociaż nie jestem entuzjastą NLP, o czym zresztą mój - nie, nie guru, terapeuta - wie. Trochę na ten temat rozmawialiśmy - niewiele, ale myślę, że wystarczyło. Myślę też, że moja trudność w komunikowaniu się z Panią wynika i stąd, że mówimy różnymi językami, a w każdym razie niektórym słowom przyporządkowujemy całkowicie odmienne znaczenia. Może stwierdzi Pani, że traktuję siebie zbyt poważnie, ale jakkolwiek ją nazywać, nasza wymiana poglądów dla mnie nie była gaworzeniem.

Belegalkarien pisze...

Nie próbuję Pan przekonać. Po prostu wyrażam swoje zdanie, które jest odmienne od pańskiego. Przez co powstał interesujący dialog, początek czegoś nowego. Bo gdy wszyscy zgadzają się ze wszystkimi, jest nudno, monotonnie i z pewnością jest to początek końca. Ja mam takie doświadczenia i zdanie, Pan inne. Tylko zastanawiam się dlaczego od razu pisze Pan o trudnościach w komunikowaniu? Właśnie tych nie ma. Jasno i klarownie przekazujemy sobie swoje poglądy. Ja doskonale rozumiem o czym Pan pisze. Więc nie wiem skąd te trudności....

To dobrze, że poważnie Pan siebie traktuje, ja siebie też. I równie serio traktuję Pana. Ale myślę, że zbyt poważnie podszedł Pan do tematu, zwłaszcza, że brakuje Panu, jak sam Pan napisał, wiedzy na ten temat.

Zastanawia mnie jeszcze jedna kwestia - czemu Pan podjął ten temat, skoro wpis dotyczył czegoś zupełnie innego?

Anonimowy pisze...

Trudności mogę mieć ja, skoro nie ma ich Pani. Podjąłem temat, ponieważ do jednego wora z szarlatanami wrzuciła Pani jednego z najporządniejszych ludzi, jakich znam, który akurat zajmuje się NLP, właśnie dlatego, że zajmuje się NLP. Oczywiście, nie pisała Pani o nikim konkretnym, ale tym bardziej poczułem się zobowiązany do zabrania głosu. Bo ja temu komuś konkretnemu, tak się składa, zawdzięczam więcej niż wszystkim teoretykom i praktykom kognitywno-behawioralnym razem wziętym (a zarazem potraktowanym jak najbardziej indywidualnie, jednostkowo i odrębnie + z należnym im szacunkiem). Czy rzeczywiście tak Pani zrobiła z tym worem nie byłem pewien (upewniałem się nawet, czy chodzi o NLP), ale Pani komentarze do moich komentarzy utwierdziły mnie w tym przekonaniu. Jeśli źle Panią zrozumiałem, potwierdza to moje przeświadczenie o zaistnieniu trudności w komunikacji. Powtarzam, że brakuje mi wiedzy - ale też brakuje mi Pani wielkoformatowych umiejętności konstrukcyjnych. Powiedzmy, że poglądu i oglądu, wgląd pomińmy. Na szalę mógłbym położyć moje doświadczenie, ale nie chcę, żeby było ono nicowane i sekowane (chociaż sam o nim wspomniałem)- myślę, że to jest dla Pani zrozumiałe niezależnie od tego, w jakim nurcie Pani pracuje, a w jakim nie zamierza. Ta jedna sprawa - wspólny worek - zainteresowała mnie najbardziej, nawet jeśli Pani wpis traktował o czymś zupełnie innym. Pozostaję z szacunkiem. Bez odbioru.