Wisława
Szymborska
Dziś 22 finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej
Pomocy. A właściwie ogólnoświatowa już publiczna zbiórka pieniędzy na pomoc
potrzebującym. W tym roku Fundacja gra dla najmłodszych i najstarszych. O ile w
1992 roku z zapartym tchem śledziliśmy przed telewizorami rosnąca liczbę
złotówek na koncie, o tyle dziś cała inicjatywa znacznie więcej budzi kontrowersji
niż zachwytów. Mimo, że dalej medialna, z rozmachem, na ogromną skalę.
To nie będzie tekst broniący WOŚP, to będzie
tekst, który szuka ludzkiego podejścia, poza politycznym, religijnym czy
ideologicznym.
Moja koleżanka z czasów
studiów napisała na fb:
WOŚP - wiem, że Woodstock, wiem, że wielu z Was nie popiera, wiem, że są tysiące innych organizacji i fundacji, które pomagają różnym ludziom. Ale wiem też, że Pan Bóg działa przez ludzi, a ludzie Ci w XXI wieku potrzebują profesjonalnego sprzętu do niesienia skutecznej pomocy medycznej. I jakoś nikt inny poza WOŚP tego sprzętu im nie dostarcza. Bez tego sprzętu z czerwonymi serduszkami Stasiek by nie przeżył. Dlatego oficjalnie wspieram i namawiam do wspierania WOŚP.
Owszem, Caritas prowadzi
wypożyczalnie sprzętu medycznego i rehabilitacyjnego, Fundacja Radia ZET
dofinansowuje sprzęt kardiologiczny dla dzieci, ale rzeczywiście nikt nie robi
tego na taką skalę jak WOŚP. Nikt inny nie finansuje tak różnorodnej pomocy
medycznej. Nikt inny nie kupuje tak profesjonalnego sprzętu, który powinien być
finansowany przez NFZ. Ktoś napisał, że NFZ ma ponad 60 mld złotych na
zaopatrzenie medycznych placówek i każdego dnia wydaje znacznie więcej na
leczenie niż WOŚP. Jasne, tylko tu też pojawia się pytanie: na co idą te pieniądze?
Bo pamiętam rozmowę Ministra Arłukowicza z jednym z dyrektorów szpitali,
podczas której wyszło na jaw, że dotacja dla placówki nie została przeznaczona
na sprzęt i usługi medyczne, tylko na podwyżki, dodatki, trzynastki i premie dla personelu… Mimo to, wierzę, że
część moich składek jest przeznaczana na bezpłatne leczenie, zabiegi, badania,
profilaktykę i opiekę, która nie odziera z godności, ale pozwala przejść przez
bardzo trudny moment w życiu, jakim jest choroba.
Ale nie o tym.
Konkretnie o tym, że w każdej fundacji część pieniędzy przeznaczana jest,
oprócz celów statutowych (tu czytaj: pomoc) na pensje dla pracowników, wynajem
pomieszczeń, umeblowanie ich, szkolenia, eventy, promocję czy działania
motywacyjne, bo przecież nie można być całe życie wolontariuszem, trzeba też za
coś rodzinę utrzymać, a pracować musi się chcieć. Ja rozumiem, że WOŚP to
Woodstock, że wypowiadane przez Jerzego Owsiaka poglądy nie są zgodne z
nauczanie Kościoła, ale czy ktoś pyta lekarza jakiego jest wyznania, albo którą
partię polityczną popiera? Chcę, żeby mnie wyleczył, a to czy jest rozwiedziony
i czy głosował na SLD, zupełnie mnie nie interesuje. Pan Bóg dał narzędzia w
postaci medycyny, którą dany człowiek ukończył, by pomagać innym. Pewnie można
by się zastawiać, czy rzeczywiście jest dobrym człowiekiem, skoro pracuje tylko
dla zysku i prestiżu, prowadzi niemoralne życie, a cud narodzin jest kolejnym
elementem rozwoju człowieka, bo do porodu to tylko płód w łonie matki. Ale idąc
tym tropem, powinniśmy zeskanować wszystkich nauczycieli, czy przypadkiem nie
przekazują jakichś niewłaściwych treści wychowawczych naszych dzieciom, bo nie chodzą do kościoła lub głosują na Palikota.
Prawników czy ich intencją jest rzeczywiście obrona prawa. Urzędników, czy zależy im na
funkcjonalnym państwie. Polityków, czy naprawdę chodzi im o to, że Polska jest
najważniejsza…
W związku z całym zamieszania wokół WOŚP, naprawdę szczerze, bez ironii, życzę przy okazji wszystkim przeciwnikom, by nigdy nie musieli skorzystać ze sprzętu z serduszkiem. A swoją drogą jestem ciekawa, czy będąc na oddziale szpitalnym, ratując życie swoje lub bliskich, zapytają przed działaniami ratunkowymi:
- Przepraszam, czy sprzęt jest od Owsiaka?
- Tak.
- A to nie, a to ja dziękuję, proszę nie ratować, bo ja Owsiaka nie popieram...
Wiele razy słyszałam
historie matek, które ze łzami w oczach modliły się przy inkubatorach z
serduszkiem, by ich dzieci przeżyły choć jeszcze jeden dzień. Pamiętam fragment
z jednej książki Wojciecha Cejrowskiego, w której opisuje swoje spotkanie z
polskim misjonarzem, pracującym wśród dzikich plemion Ameryki Południowej,
który opowiada, że niejednokrotnie zmaga się z sytuacjami, w których przynoszą
mu chorego i żądają, by mu pomógł. A on nie wie jak. Nie ma sprzętu, nie ma
lekarstw, nie ma wiedzy. I wie, że jeśli zaniosą chorego do miejscowego szamana,
to ten pomoże. Choć ma świadomość, że to czarna magia. Ale kiedy widzi, że „czary” szamana działają, to bije się z myślami
i własnym sumieniem. Bo wie, że to, co robi szaman pochodzi od Złego. Ale z
drugiej strony pozwolić temu człowiekowi umrzeć? Skoro człowiek przeżył, to jak wytłumaczyć
członkom plemienia, że to działanie Złej Mocy? Misjonarz tłumaczy, że
przychodzi taki moment, że zastanawia się czy skorzystać z jedynej pomocy jaką
ma, czyli z czarów. Sam nieraz brał umierające dziecko na ręce i szedł do
czarownika. I nie wie, czy potem spowiadać się, czy być dumnym, że się na to zdobył….
Mieć zasady i sztywny
kręgosłup moralny, to piękna rzecz, naprawdę. Osobiście zazdroszczę tym, którzy
potrafią być nieugięci bez względu na to, co dzieje się w ich życiu. Ale kiedy
choroba i śmierć zagląda człowiekowi w oczy, chwyta się nawet brzytwy, jak to
tonący. Bo naturalne jest to, że człowiek śmierci się boi, wówczas lęk podpowiada,
by wyrzec się ideałów i szlachetnych postaw w imię ratowania bliskich,
ukochanych osób… lub samego siebie… W przeciwnym razie zakrawa to o heroizm, a
na niego stać niewielu. Bo gdyby heroizm był powszechny, przestałby być
heroizmem.
Ktoś powie: asekuracyjne. Może i
tak. Ale nie chcę stanowczo wypowiadać się w kwestiach, w których losowe
zdarzenia zweryfikują mój pogląd poprzez konieczność dokonania wyboru. Obym
nigdy nie musiała wybierać. W filmie Patriota główny bohater grany przez Mela Gibsona, zapytany o to, dlaczego nie głosuje za przystapieniem do wojny, skoro jest człowiekiem z zasadami, odpowiada, że jest ojcem i nie stać go na pryncypia...
Asekuracyjne. Może i
tak. Ale nie chce stanowczo wypowiadać się w kwestiach, w których losowe
zdarzenia zweryfikują mój pogląd poprzez konieczność dokonania wyboru. Obym
nigdy nie musiała wybierać. Ale tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono, pisała
Szymborska. Nie wiem więc, co bym zrobiła, gdyby kiedyś ogarnął mnie ów lęk. To
są ogromne dylematy etyczne, moralne, kiedy strach miesza się z wolą życia, a
środki do osiągnięcia celu stają w opozycji do słusznych zasad. Nie jestem w
stanie poręczyć za siebie. Bo nie chce się za siebie wstydzić. Przed innymi. I
przed sobą. A najbardziej przed Bogiem, że danego słowa dotrzymać nie umiałam.
Bo lepiej mówić NIE, a jednak zrobić TAK, niż powiedzieć TAK, a nie zrobić nic…
***************************
By pogodzić zwolenników i przeciwników - krótka rada, z której skorzystać mogą wszyscy:
W dłonie swoje pluń
i podwiń rękawy
bez forsy i bez braw
jedynie dla sprawy
i podwiń rękawy
bez forsy i bez braw
jedynie dla sprawy
Lipali - Najgroźniejsze zwierzę świata
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz