środa, 14 marca 2012

Co z tą psychologią?

Jeśli psychologia będzie miała takich reprezentantów publicznie, jak celebrytka od "efektu zająca", może bardzo szybko tracić renomę i szacunek, zyskane dopiero co, po długich bojach ze stereotypami, kpiną i brakiem zaufania. A właściwie to i tak psychologowie cały dzień tylko siedzą, piją kawę i nic nie robią, a do tego zbijają za to całkiem niezłą kasę.
Dobra, zgodzę się z tym, że właściwie cały czas się siedzi, ale płacą za to marnie.


Obserwując niedawne poczynania jednej z polskich celebrytek posiadającej dyplom magistra psychologii, w pewnym  publicystycznym programie Telewizji Polskiej, mam poczucie, że psychologia, mając takich reprezentantów publicznie, może bardzo szybko tracić renomę i szacunek, zyskane dopiero co, po długich bojach ze stereotypami, kpiną i brakiem zaufania. Ale i tak wciąż pojawiają się doniesienia o szarlatanach, magicznych terapiach czy wyssanych z palca teoriach i efektach (jak np. przytoczony przez ową celebrytkę „efekt zająca”).

Co i rusz czytam, że w psychologii chodzi o dopasowanie do ogólnie pojętych norm. Że założeniem psychologii jest, że wszyscy mamy być szczęśliwi, radości i zadowoleni z siebie. Że psychologowie robią ludziom wodę z mózgu, wciskają kity, cały dzień nic nie robią i jeszcze do tego zbijają za to całkiem niezłą kasę. Po pierwsze -  nikt nikogo nie chce dopasowywać, bo pojęcie normy w psychologii wcale nie jest takie jednoznaczne. Po drugie - nie chodzi o to, by wszyscy byli szczęśliwi, bo wśród potrzebnych akcesoriów, żaden psycholog nie posiada czarodziejskiej różdżki, za sprawą której dokonywałby cudów. Po trzecie – z wodą w mózgu to ludzie najczęściej przychodzą i zadaniem psychologa jest jakoś ten kanał melioracyjny wykorzystać. Po czwarte – z braku laku to i kit dobry, żeby uszczelnić to, co się klientowi w łepetynie wyhoduje. Po piąte – zgodzę się z tym, że właściwie cały czas się siedzi, ale płacą za to marnie.

Psychologia jest dyscypliną naukową, tworzoną przez prawa, teorie, fakty. Nie jest tym samym, co zdrowy rozsądek. Nauka różni się od wielu innych działań człowieka tym, że jej głównym celem jest zrozumienie zespołu zjawisk, a nie tylko możliwość ich przewidzenia czy kierowania nimi. Dlatego pomimo ogromnego doświadczenia życiowego i wiedzy, wielokrotnie nie jesteśmy w stanie sami sobie pomóc w rozwiązaniu trapiących nas problemów. 

Wizyta u psychologa to nie kozetka z amerykańskich filmów, jak wiele osób to sobie wyobraża. Takie rzeczy to tylko w terapii psychoanalitycznej (jeśli w ogóle jeszcze ktoś to praktykuje), a oprócz psychoanalizy jest jeszcze psychologia poznawcza, behawioralna... W psychologii jest psychoterapia, terapia, wsparcie, poradnictwo, interwencja kryzysowa.... Stereotypowe patrzenie na psychologię nigdy nie pozwoli dostrzec w niej wartości, które często ratują ludziom życie...

To czy uda się komuś pomóc, zależy od bardzo wielu czynników: problemu z jakim przychodzi,  jego zakresu, formy pomocy, z jakiej korzysta, nastawienia na wsparcie czy podejścia psychologa. Różni specjaliści o różnorodnym światopoglądzie pracują w różnoraki sposób. To, że jakiś psycholog  pomógł jednej osobie, nie oznacza, że pomoże wszystkim. I w drugą stronę – nieudana terapia jednego pacjenta, nie oznacza, że nikomu więcej pomóc się nie uda. Znajomy doktor psychologii powtarzał, że umiejętności i wiedza są ogromnie ważne, ale tak naprawdę najbardziej istotne w leczeniu są postawa i  osobowość terapeuty.

Ludzie natomiast mają tendencję do przedkładania indywidualnych danych ponad dane oparte na dużej liczbie przypadków. Większą wagę będą przywiązywać do historii pojedynczej osoby niż danych statystycznych. Pojedynczy przypadek jest dla nas bowiem bardziej przekonujący. Wiąże się z emocjami i przeżyciami doświadczanymi przez konkretną osobę. Statystyki wydają się być blade i pozbawione życia. Kilkaset owocnych interwencji kryzysowych jest niczym w porównaniu z jedną nieudaną terapią. 

Z jednej strony, taka tendencja człowieka do zauważania niezwykłych zdarzeń i wyciągania z nich wniosków bez odniesienia do statystyk i powtarzalnych obserwacji, daje możliwość wypracowania w sobie tarczy ochronnej, która chroni nas przed kolejnymi przykrymi zdarzeniami. Z drugiej jednak strony – na podstawie indywidualnych danych bardzo często wyciągamy ogólne wnioski, a generalizując, możemy kogoś skrzywdzić niesprawiedliwą oceną, a przede wszystkim nie dać szansy samym sobie na rozwój i poznanie czegoś nowego.  Tkwimy w błędzie, który nazywany jest błędem podstawowej częstotliwości.

Znam kiepskich psychologów, ale znam też i tych skutecznych. Znam beznadziejnych lekarzy, ale i bardzo dobrych specjalistów. Znam księży, którzy profanują kapłaństwo, ale i kapitalnych duszpasterzy. Osobiste spotkanie z tymi "gorszymi" nie sprawiło, że nie będę wspierać bliskich mi osób w terapii, zaprzestałam leczenia i więcej moja noga w kościele nie postanie. Wręcz przeciwnie - uświadamia mi po prostu, kogo następnym razem mam unikać, a kto jest wart mojego czasu, zaufania lub pieniędzy. Ja wiem, że bardzo trudno jest zaufać drugi raz, ale to, że ktoś okazał się niewłaściwą osobą na niewłaściwym miejscu, to nie znaczy, że wszyscy tacy są. Są rożni psychologowie, pracujący w rożnych nurtach. Nie ten, to inny. Jeśli ktoś naprawdę potrzebuje pomocy, niech cierpliwie jej poszukuje, wytrwale dąży do zamierzonego celu – uzdrowienia. W każdy możliwy sposób. „Szukajcie, a znajdziecie. Kołaczcie, a tworzą wam. Proście, a będzie wam dane” (Łk 11,9). Właściwie to tak biblijnie….

2 komentarze:

o. Krzysztof pisze...

znakomity tekst Kasiu

Belegalkarien pisze...

Dziękuję:)

PS. I już wiemy jakie imię kryje się pod magicznym Belegalkarien;)

Serdeczności Ojcze!