Jeśli psychologia będzie miała takich
reprezentantów publicznie, jak celebrytka od "efektu zająca", może bardzo szybko tracić renomę i szacunek, zyskane
dopiero co, po długich bojach ze stereotypami, kpiną i brakiem zaufania. A właściwie to i tak psychologowie cały dzień tylko siedzą, piją kawę i nic nie robią, a do tego zbijają za to całkiem niezłą
kasę.
Dobra, zgodzę się z tym, że właściwie cały czas się siedzi,
ale płacą za to marnie.
Obserwując niedawne poczynania jednej z polskich celebrytek posiadającej dyplom magistra
psychologii, w pewnym publicystycznym
programie Telewizji Polskiej, mam poczucie, że psychologia, mając takich
reprezentantów publicznie, może bardzo szybko tracić renomę i szacunek, zyskane
dopiero co, po długich bojach ze stereotypami, kpiną i brakiem zaufania. Ale i
tak wciąż pojawiają się doniesienia o szarlatanach, magicznych terapiach czy
wyssanych z palca teoriach i efektach (jak np. przytoczony przez ową celebrytkę
„efekt zająca”).
Co i
rusz czytam, że w psychologii chodzi o dopasowanie do ogólnie pojętych norm. Że
założeniem psychologii jest, że wszyscy mamy być szczęśliwi, radości i
zadowoleni z siebie. Że psychologowie robią ludziom wodę z mózgu, wciskają
kity, cały dzień nic nie robią i jeszcze do tego zbijają za to całkiem niezłą
kasę. Po pierwsze - nikt nikogo nie chce
dopasowywać, bo pojęcie normy w psychologii wcale nie jest takie jednoznaczne.
Po drugie - nie chodzi o to, by wszyscy byli szczęśliwi, bo wśród potrzebnych
akcesoriów, żaden psycholog nie posiada czarodziejskiej różdżki, za sprawą
której dokonywałby cudów. Po trzecie – z wodą w mózgu to ludzie najczęściej
przychodzą i zadaniem psychologa jest jakoś ten kanał melioracyjny wykorzystać.
Po czwarte – z braku laku to i kit dobry, żeby uszczelnić to, co się klientowi
w łepetynie wyhoduje. Po piąte – zgodzę się z tym, że właściwie cały czas się siedzi,
ale płacą za to marnie.
Psychologia
jest dyscypliną naukową, tworzoną przez prawa, teorie, fakty. Nie jest tym
samym, co zdrowy rozsądek. Nauka różni się od wielu innych działań człowieka
tym, że jej głównym celem jest zrozumienie zespołu zjawisk, a nie tylko
możliwość ich przewidzenia czy kierowania nimi. Dlatego pomimo ogromnego
doświadczenia życiowego i wiedzy, wielokrotnie nie jesteśmy w stanie sami sobie
pomóc w rozwiązaniu trapiących nas problemów.
Wizyta
u psychologa to nie kozetka z amerykańskich filmów, jak wiele osób to sobie
wyobraża. Takie rzeczy to tylko w terapii psychoanalitycznej (jeśli w ogóle
jeszcze ktoś to praktykuje), a oprócz psychoanalizy jest jeszcze psychologia
poznawcza, behawioralna... W psychologii jest psychoterapia, terapia, wsparcie,
poradnictwo, interwencja kryzysowa.... Stereotypowe patrzenie na psychologię
nigdy nie pozwoli dostrzec w niej wartości, które często ratują ludziom
życie...
To czy
uda się komuś pomóc, zależy od bardzo wielu czynników: problemu z jakim
przychodzi, jego zakresu, formy pomocy,
z jakiej korzysta, nastawienia na wsparcie czy podejścia psychologa. Różni
specjaliści o różnorodnym światopoglądzie pracują w różnoraki sposób. To, że
jakiś psycholog pomógł jednej osobie,
nie oznacza, że pomoże wszystkim. I w drugą stronę – nieudana terapia jednego
pacjenta, nie oznacza, że nikomu więcej pomóc się nie uda. Znajomy doktor
psychologii powtarzał, że umiejętności i wiedza są ogromnie ważne, ale tak
naprawdę najbardziej istotne w leczeniu są postawa i osobowość terapeuty.
Ludzie natomiast
mają tendencję do przedkładania indywidualnych danych ponad dane oparte na
dużej liczbie przypadków. Większą wagę będą przywiązywać do historii
pojedynczej osoby niż danych statystycznych. Pojedynczy przypadek jest dla nas
bowiem bardziej przekonujący. Wiąże się z emocjami i przeżyciami doświadczanymi
przez konkretną osobę. Statystyki wydają się być blade i pozbawione życia.
Kilkaset owocnych interwencji kryzysowych jest niczym w porównaniu z jedną
nieudaną terapią.
Z
jednej strony, taka tendencja człowieka do zauważania niezwykłych zdarzeń i
wyciągania z nich wniosków bez odniesienia do statystyk i powtarzalnych
obserwacji, daje możliwość wypracowania w sobie tarczy ochronnej, która chroni
nas przed kolejnymi przykrymi zdarzeniami. Z drugiej jednak strony – na
podstawie indywidualnych danych bardzo często wyciągamy ogólne wnioski, a
generalizując, możemy kogoś skrzywdzić niesprawiedliwą oceną, a przede
wszystkim nie dać szansy samym sobie na rozwój i poznanie czegoś nowego. Tkwimy w błędzie, który nazywany jest błędem
podstawowej częstotliwości.
Znam
kiepskich psychologów, ale znam też i tych skutecznych. Znam beznadziejnych
lekarzy, ale i bardzo dobrych specjalistów. Znam księży, którzy profanują
kapłaństwo, ale i kapitalnych duszpasterzy. Osobiste spotkanie z tymi
"gorszymi" nie sprawiło, że nie będę wspierać bliskich mi osób w
terapii, zaprzestałam leczenia i więcej moja noga w kościele nie postanie.
Wręcz przeciwnie - uświadamia mi po prostu, kogo następnym razem mam unikać, a
kto jest wart mojego czasu, zaufania lub pieniędzy. Ja wiem, że bardzo trudno
jest zaufać drugi raz, ale to, że ktoś okazał się niewłaściwą osobą na
niewłaściwym miejscu, to nie znaczy, że wszyscy tacy są. Są rożni psychologowie,
pracujący w rożnych nurtach. Nie ten, to inny. Jeśli ktoś naprawdę potrzebuje
pomocy, niech cierpliwie jej poszukuje, wytrwale dąży do zamierzonego celu –
uzdrowienia. W każdy możliwy sposób. „Szukajcie, a znajdziecie. Kołaczcie, a
tworzą wam. Proście, a będzie wam dane” (Łk 11,9). Właściwie to tak biblijnie….
2 komentarze:
znakomity tekst Kasiu
Dziękuję:)
PS. I już wiemy jakie imię kryje się pod magicznym Belegalkarien;)
Serdeczności Ojcze!
Prześlij komentarz