niedziela, 11 marca 2012

Któż jak Bóg?

Najlepiej byłoby, żeby rekolekcje były jak kawa w saszetkach – trzy w jednym, na szybko, pod ręką. Nie zawsze tak się da. Ale skoro kawa może, to rekolekcje też da się „upakować”.

    Mamy czas Wielkiego Postu, czas przygotowania do Triduum Paschalnego i pamiątki największego wydarzenia w dziejach ludzkości – Zmartwychwstania Jezusa Chrystusa. Wielu ludzi w tym okresie poszukuje „dobrych” rekolekcji. „Dobre” rekolekcje dla każdego pewnie będą oznaczały coś innego: tradycyjna Eucharystia z nauką, najczęściej z podziałem na stany; konferencja z warsztatami;  świadectwa świeckich lub adoracja i modlitwa w ciszy. Wachlarz propozycji spotkań rekolekcyjnych jest tak szeroki, zwłaszcza w dużych miastach, że czasem trudno wybrać. Najlepiej byłoby, żeby rekolekcje były jak kawa w saszetkach – trzy w jednym, na szybko, pod ręką. Nie zawsze tak się da. Ale skoro kawa może, to rekolekcje też da się „upakować”.

    Miałam możliwość uczestniczyć w ostatnim czasie w rekolekcjach „Któż jak Bóg?” u łódzkich franciszkanów. Dla mnie były to pierwsze rekolekcje, które prowadziła osoba świecka. Kompletnie mi nieznana. Program każdego dnia załadowany na maksa: Msza św., konferencja, adoracja. Pomyślałam sobie, czytając plakat, że co za dużo, to chyba niezdrowo. Każde spotkanie to osobna część, więc pewnie można wybrać i pierwszego dnia postanowiłam zajrzeć jedynie na adorację. Zajrzałam i zmieniłam zdanie….

    Spotkanie prowadził Lech Dokowicz. Jak pisze o sobie na swojej stronie: mąż jednej żony, ojciec piątki dzieci; filmowiec - reżyser, producent filmów dokumentalnych; przeszłości związany ze środowiskiem Fronda, obecnie wraz z Maciejem Bodasińskim tworzy wytwórnie filmową Mikael.

    Pierwszy dzień rekolekcji upłynął pod hasłem walki duchowej w obrębie I Przykazania. Dokowicz jako operator i producent filmowy kilkanaście lat temu współtworzył niemiecką scenę techno. Porzucił działalność po tym, jak odkrył związki elity środowiska z praktykami satanistycznymi oraz ich podświadomym propagowaniem wśród uczestników imprez. Podczas konferencji  wykorzystał multimedia, by pokazać jak współcześnie przedkłada się bogów cudzych przed Pana Boga. Drugiego dnia tematem przewodnim było Słowo Wcielone – Jezus Chrystus i walka duchowa w obrębie VI Przykazania. Temat przyciągnął wielu słuchaczy, zwłaszcza młodych. Dokowicz pokazał walkę o czystość człowieka w dość niekonwencjonalny sposób – bombardując zdjęciami, ukazującymi ilość erotyki krzyczącej z okazałych reklamowych bilboardów na ulicach polskich miast.  Trzeci dzień poświęcony Duchowi Świętemu – pokazał mi moc modlitwy i „namacalne” doświadczanie Pan Boga, który przychodzi jak chce, ale zawsze z takim samym komunikatem: Jestem….

    Każde rekolekcyjne spotkanie rozpoczynało się o godz. 18.00 wspólną Eucharystią. Potem dwugodzinna konferencja i godzinna adoracja Najświętszego Sakramentu. Po godzinie 22.00 kościół ciągle pękał w szwach…

    Lech Dokowicz prowadzi multimedialne rekolekcje ewangelizacyjne, których celem jest nawiązanie osobistej relacji z Bogiem Ojcem, Synem i Duchem Świętym. Rekolekcje te są odpowiedzią na potrzebę Nowej Ewangelizacji - modlitwa, świadectwa, konferencje, filmy, prezentacje multimedialne, zespół muzyczny, światło - wszystko to służy odnowieniu życia duchowego i nawróceniu.

    Kiedy tak patrzyłam na stojących obok mnie ludzi, jak się modlili, płakali, przeżywali obecność Pana Boga, pomyślałam sobie, że nie byłoby to możliwe, gdyby Najwyższy  nie posłużył się takim narzędziem, jak Lech Dokowicz. My także niewłaściwym kluczem nie dokręcimy potrzebnej śruby. Są ściany, do których nie wystarczy zwykła wiertarka, ale potrzebna jest udarowa, bo mocniejsza. Śrubokręty mają różne rozmiary i końcówki – nie wszystko da się wszystkim. Podobnie jest z nami – Pan Bóg posługuje się różnymi narzędziami. Te charyzmatyczne mogą pociągnąć za sobą tłumy. Niektórzy twierdza, że tacy ludzie robią zwykłe show, które bogate w formę, niesie mało treści. Jeśli jest w tym Pan Bóg, a więc jest moc, to treści jest wystarczająco. Wiertarka udarowa też robi więcej hałasu. Ale za to jaki efekt…

Jeśli każdego dnia o mnie toczy się taka walka, to ja nie mam pytań…. 




                                  **********************************************
Przeglądam właśnie informacje o papieskich pielgrzymkach. Czytam: "Błonia - największa, bo aż 48-hektarowa krakowska łąka - były świadkiem wielu wydarzeń historycznych, jak parada wojsk Księstwa Warszawskiego, którą zorganizowali książę Józef Poniatowski i gen. Jan Henryk Dąbrowski w 1809 r., pierwszy na ziemiach polskich mecz piłki nożnej w 1894 r.; pierwszy start samolotu w Krakowie w 1910 r. czy przysięga legionistów Józefa Piłsudskiego w 1914 r.Były też świadkiem pięciu spotkań Jana Pawła II z pielgrzymami. (...) W 2002 r. padł rekord frekwencji na papieskiej mszy - policzono, że wzięło w niej udział przeszło dwa i pół miliona ludzi ".

Podobno żadna gwiazda muzyki pop nie zgromadziła w jednym miejscu tylu osób, co Jan Paweł II podczas swoich spotkań i Mszy świętych. Oczywiście charyzmatyczny Przewodnik i klimatyczne miejsce nie mają absolutnie żadnego znaczenia....

                                  ************************************************ 
Informacje o rekolekcjach i prowadzącym zaczerpnięte ze strony Lecha Dokowicza: www.ktozjakbog.pl oraz z Wikipedii. 


15 komentarzy:

cicicada pisze...

pierwszy raz spotykam sie z tym, zeby osoba swiecka prowadzila rekolecje...
Orientujesz sie moze czy sa gdzies dostepne nagrania z tychze wspomnianych przez Ciebie rekolekcji?

Belegalkarien pisze...

Raczej nie. Przynajmniej na stronie łódzkich franciszkanów oficjalnie nie ma. Widziałam, że jakiś chłopak stał przy głośniku i nagrywał. Miejmy nadzieję, że się w sieci podzieli.:)

Ja też po raz pierwszy byłam na takich rekolekcjach. Podczas Mszy św. kazanie mówił ojciec Zbigniew, misjonarz, który dawał kapitalne świadectwo swojej pracy i obecności Pana Boga w jego życiu. Niesamowity człowiek, bardzo ekspresyjny. Jak go pierwszy raz usłyszałam, to myślałam, że to Włoch:). Kapitalnie się podczas tych rekolekcji z Leszkiem Dokowiczem uzupełniali. Ja uczestniczyłam w całości, ale tak naprawdę każdy mógł wyciągnąć coś dla siebie. Jak coś mi wpadnie, to dam znać i wtedy jakoś się skontaktujemy:)

Pozdrawiam ciepło!

Belegalkarien pisze...

Cicicada, znalazłam na you tube świadectwo Leszka Dokowicza. Warto posłuchać:
http://czteryjablka.blogspot.com/2012/03/ktoz-jak-bog.html

zalogowany pisze...

Przeraźliwe długi komentarz, i już jest nowy wpis. Aż się zalogowałem z wrażenia, dlatego to tyle trwało. Belegalkarien, wielka jest potęga e-słowa.
Z tym, żeby osoba świecka prowadziła rekolekcje, spotkałem się już kiedyś i gdzieś. Właściwie zupełnie niedawno i u dominikanów na Freta. Nauki rekolekcyjne głosił redaktor pewnego katolickiego miesięcznika. Wielu powiedziałoby, że dobrego, zasłużonego i otwartogłowego. Wielu nie zgodziłoby się z nimi. Jedni uczęszczali i słuchali, inni, w tym ja, na nauki rekolekcyjne poszli sobie gdzie indziej. W wielkim mieście żaden problem. Dlaczego gdzie indziej? Wspomnianego periodyku nie czytam, nie pozwalają mi na to obecne zasady dyscypliny budżetowo-czasowej (sam je ustaliłem i na razie uważam za obowiązujące), więc nie interesowało mnie aż tak, co ma do powiedzenia Naczelny X. Poza tym chyba jednak jestem tradycjonalistą. Chociaż, skoro są Nadzwyczajni Szafarze Eucharystii, może pora zacząć się przyzwyczajać do nadzwyczajnych rekolekcjonistów. Jakiś czas temu pod pewnym kościołem zapytałem przechodzącego tamtędy mężczyznę, gdzie mogę znaleźć jakiegoś księdza. Bo na plebanii nikt nie otwierał drzwi i w zakrystii kilka minut po wieczornej mszy nikogo nie było, a gdzie jeszcze szukać, człowiek z innej parafii nie wie. A do czego panu ksiądz potrzebny, brzmiała odpowiedź (?). Na szczęście nie skończyło się na wymianie pytań i okazało się, że trafiłem na proboszcza w cywilu. Wracając do tradycjonalizmu. Widząc wtedy nad wejściem do Świętego Jacka baner z informacją o rekolekcjach, pomyślałem, że dominikanie u siebie nie głoszą, bo pewnie muszą wszędzie indziej. Wtedy dominikanie, teraz, okazuje się, i franciszkanie. Potem karmelici? Nie oburzam się, chociaż nie aprobuję. Nie tego, że do żniwa stają świeccy. Duch wieje kędy chce. Ale rekolekcje to nie wyrób sera według tradycyjnych klasztornych receptur i nie zlecałbym ich jednak podmiotom zewnętrznym. Zwłaszcza takim, które prowadzą działalność gospodarczą i publiczną pod własnym szyldem (nawet z wymalowanym na nim archaniołem). Może i dlatego, że inaczej rozumiem słowa nie tak będzie u was. Na razie jednak pod kościołem każdy może stanąć, ale na ambonie już nie, a nowe w Kościele również na tym polega, że ksiądz przeprasza, że nie będzie na liturgii pewnej wspólnoty, bo musi odprawić mszę w górnym kościele. Ale po co ja to wszystko piszę, w dodatku tak rozwlekle. Przecież z pierwszego zdania Twojego postu można się dowiedzieć, że najlepiej byłoby trzy w jednym. Taką kawę przyrządzić jest najszybciej, najwygodniej, może najtaniej. Ale żeby najlepiej? O gustach się nie dyskutuje. Najwyżej swoją kawę parzy się w tygielku i zaprasza na nią gości.

Belegalkarien pisze...

@zalogowany: Rozumiem, że nie każdy może być zwolennikiem tego typu spotkania rekolekcyjnego. Ja spotkałam się z tym pierwszy raz. Do tej pory też zwolennikiem nie byłam, a raczej nie miałam zdania, bo nie wiedziałabym kompletnie co na ten temat powiedzieć.

Trafiłam akurat na człowieka, którego świadectwo zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Ale każda konferencja Leszka Dokowicza poprzedzona była Eucharystią, podczas której o.Zbigniew (nie pamiętam nazwiska), franciszkanin, misjonarz w Tanzanii, opowiadał o swojej posłudze. Jego świadectwo doświadczania Pan Boga zrobiło na mnie wrażenie nie mniejsze, a właściwie oba niczym się nie różniły, z tym, że jedno było duchownego, a drugie osoby świeckiej.

A pomysł na wpis o tych rekolekcjach zrodził się stąd, że zbiegły się one czasowo z moją rozmową ze znajomym łódzkim dominikaninem, który zapytał mnie, co myślę na temat odejścia młodych ludzi z kościoła. Ja twierdziłam, że to konsumpcyjny styl życia zniechęca młodych do wchodzenia w ramy i zasady ustanowione przez KK. Ojciec na to, że wg niego ludziom brakuje świadectw życia z Panem Bogiem za pan brat. Dowodu, że to Pan Bóg daje autentyczne szczęście i tylko trwanie przy nim jest gwarancją sukcesu. A te rekolekcje i historia Lecha Dokowicza jest dla mnie takim świadectwem i dowodem działania Pana Boga w życiu człowieka.

Być może miejsce przy ambonie zarezerwowane jest tylko dla księży, ale jeśli księża mogą mówić o życiu małżeńskim, tak świeccy mogą nieść innym Chrystusa. to tak na zasadzie: nie trzeba być chorym na serce, żeby być dobrym kardiologiem. :)

A kawa w saszetkach tylko w warunkach ekstremum. Normalnie jest kawiarka, która pod ciśnienie wypycha aromatyczny napój, a w powietrzu unosi się zapach wanilii, czekolady, cynamonu, kardamonu, kokosa.... Najlepiej smakuje tylko w towarzystwie :)

Pozdrawiam!
Serdeczności!

zalogowany pisze...

@Belegalkarien, dziękuję za odpowiedź. Są kawiarki i są kawiarenki. Lubię jedne i drugie. I byłoby mi zwyczajnie szkoda, gdyby okazało się, że teraz należy w nich parzyć herbatę i serwować karkówkę z grilla. Zgadzam się z tym, że ludziom brakuje świadectw, o których mówił Twój znajomy dominikanin. Z niewielu młodymi (bez przesady, z młodszymi od siebie) mam kontakt - ale od niektórych z nich wiem, że brakuje im (i mnie starszemu, co może jest oczywiste, bliższa koszula ciału, itp.) również - powiedzmy, że określoności i pewnej anachroniczności w kościele. W Kościele.
Przypuszczam, że "tradycyjne" podejście nie jest bardzo popularne wśród przedstawicieli kleru należących do pokolenia JPII bardziej niż innego, w dzisiejszych czasach trzeba głosić na facebooku, przez komórkę, przez megafon, na blogu, w gazecie i w instytucie, trzeba tu, tam, wszędzie, w pędzie, i obowiązkowo nie mieć czasu, dobry ksiądz to zajęty ksiądz, i mógłby jeszcze jeździć na deskorolce. Na ambonie... Nie, nie o to mi chodziło, że miejsce tam powinno być zarezerwowane tylko dla księży - raczej, że dopuścić tam świeckiego (brzmi strasznie, prawda?) oznacza dla mnie dać mu glejt także na inną jego działalność i dać status równiejszego. I dziwi mnie, powtarzam, że u dominikanów nie głoszą dominikanie, u franciszkanów franciszkanie, i jeżę się, gdy w dziale "religia" znajduję tylko albumy z JPII i książki jeszcze jednego autora, którego można poczytać właściwie wszędzie. Ale tego wątku rozwijać nie chcę. To Twój blog. Pozdrawiam!

Belegalkarien pisze...

@zalogowany: Możesz wątek rozwinąć śmiało, mój blog, ale otwarty na dyskusję. Nie ma ograniczeń co do osób które mogłyby komentować (a przy ustawieniach jest taka opcja - wszyscy czy tylko zalogowani), więc i ja jestem otwarta na nową perspektywę, bo patentu na prawdę nie mam. Przedstawiam tylko swój punkt widzenia. A nóż zrodzi się kolejny pomysł na wpis. Inspiracji poszukuję wszędzie. Najczęściej znajduję ją przypadkiem:).

Tegoroczne rekolekcje u dominikanów łódzkich prowadził...dominikanin łódzki:). Ojciec Zbigniew, który głosił Słowo Boże podczas Mszy św. przez czas rekolekcji u franciszkanów jest....franciszkaninem:). W zeszłym roku wielkopostne nauki u tych "moich" franciszkanów prowadził z kolei...dominikanin:). Mój znajomy dominikanin kilkakrotnie prowadził rekolekcje w ichniejszym krakowskim klasztorze, więc może po prostu miałeś pecha, że akurat nie trafiłeś :). Inaczej - nie miałeś tyle szczęścia:).

Ale z drugiej strony wydaje mi się, że to dobrze, że klasztory czy parafie nie zamykają się w swoich czterech ścianach, bo takie kółko wzajemnej adoracji zazwyczaj kończy się różnymi antagonizmami, a przecież wszyscy wierzymy w tego samego Boga i gramy do jednej bramki. Myślę też, że człowiek świecki w kościele odgrywa ogromną rolę i niezależnie od tego czy dostanie ów glejt czy nie, zarówno duchowni jak i świeccy będą mieli swoje miejsce. Trudno tu mówić o byciu w związku z tym równym czy równiejszym. W obliczy Pana Boga, owszem, wszyscy tak samo rozliczani będziemy, ale w pracy na terenie KK duchowni mają swoje zadania, a świeccy swoje. I raczej nie da się tego porównać. Świecki Mszy św. nie odprawi, nie wyspowiada.

W dziale "religia" polecam natomiast:
- książki Jana Grzegorczyka
- kapitalne konferencje x.Pawlukiewicza
- publikacje Pulikowskiego
- CENĘ Waldemara Łysiaka
- i jeszcze parę innych, ale to przy okazji, nie wszystko na raz, bo w ten sposób jest szansa, że jeszcze tu zajrzysz :)

Pozdrawiam!

zalogowany pisze...

Miejsce dla świeckich i zgoda, żeby zagrali chociaż na fujarce (bo jasne, że pierwsze skrzypce nie dla nich), to jednak nie glejt. Rekolekcje, o których pisałem, były swoistym imprimatur, a ono dla wielu jest ważne. I to, "kto" głosi "gdzie" na pewno nie jest bez znaczenia, nie tylko "co" się liczy. I kto głosi akurat na Freta. Nie każdego stać, żeby powiedzieć "solo Dios basta". Nie wystarczy też pójść do zakrystii i powiedzieć "bardzo chciałem posłużyć do Mszy Świętej, proszę xiędza", nawet jeśli pacholęciem będąc służyło się pasjami. A wzajemna adoracja pozostaje nią mimo poszerzenia towarzyskiego kółeczka do rozmiarów prawie kręgu polarnego. Pecha nie miałem, trafiłem gdzie indziej, uważam, że dobrze, nie zależało mi jakoś szczególnie, żeby rekolekcyjny pług, który ma mi przeorać duszę, był pługiem OP. Ale zjawisko, które nazywam niewyrazistością mnie niepokoi, tyle napiszę. Przy czym nie mam na myśli prowadzenia rekolekcji u np. dominikanów przez np. jezuitów.

Mati pisze...

Witam w Czterech Jabłkach. Sprawdzam, czy da się napisać komentarz, bo poprzedni coś zeżarło.:)

Belegalkarien pisze...

@Mati: Zeżarło, w sensie nie opublikowało czy miałaś wypadek przy pracy? Gdyby się coś działo, komunikuj, będziemy kombinować, żeby nie zeżerało na przyszłość:)

Mam nadzieję, że się tu rozgościsz.
Pozdrawiam serdecznie!

Mati pisze...

zeżarło tzn. napisałam i źle coś zaznaczyłam i... zeżarło. Chciałam tylko zapytać, czy na serio wierzysz, że Dokowicz widział diabła w czarnym bmw z rejestracją Dortmund 666? Bo mi to wygląda na flashbacka po jakichś dragach. Gdzieś jeszcze mam nagrany kawałek tej konferencji, ale nie wiem, czy możesz go upubliczniać. Pozdrawiam.

Belegalkarien pisze...

Wiesz co, Mati? Myślę, że problemem ludzi jest to, że wierząc w istnienie i Pana Boga, nie wierzą w istnienie i podstępną działalność szatana. A ignorowanie wroga jest doskonałą uchyloną furtką, dzięki której łatwo zaatakować. Ludzie prędzej uwierzą w uzdrowienie niż w opętanie, w działanie błogosławieństwa niż złorzeczenia. Ja jestem przekonana o istnieniu szatana, dlatego nie odrzucam świadectwa Dokowicza, choć słuchając tej konferencji (chyba tej samej, którą masz w posiadaniu) miałam moment zwątpienia w prawdziwość jego słów. Jeśli nawet był po dragach, to Pana Boga w tym flashbacku na pewno nie było.

Mam znajomego księdza, który posługuje przy egzorcyzmach. Takie rzeczy to my zwykle widzimy na amerykańskich filmach. Ale to, co on opowiada z własnego doświadczenia, to rejestracja Dortmund 666 to przy tym pikuś.

Znajomość wroga pozwala nam się przed nim skutecznie bronić. Z całą pewnością zgubę przyniesie nam niedocenianie jego siły i totalna ignorancja.

Mati pisze...

A w którym momencie zwątpiłaś w prawdziwość jego słów? Bo ja nie wątpiłam, że on subiektywnie to wszystko WIDZIAŁ i wierzył, że mówi prawdę. Tylko wątpię, czy to była prawda obiektywna. Nie mówiąc już o dopatrywaniu się szatana i satanistów we wszystkim, co nas otacza. Pozdrawiam.

Belegalkarien pisze...

@Mati: Zastanawiałam się czy rzeczywiście widział to w taki sposób, w jaki opisuje, czy może nie było w tym nadinterpretacji otaczającej go rzeczywistości, dokonanej przez pryzmat doświadczeń. To, że coś "dziwnego" się z nim działo, że psychicznie doświadczał "dziwnych" stanów, że są środowiska, które inicjują demonicznie - co do tego wątpliwości nie mam. To, co opowiadał o swoim synku - słyszałam takie historie nie raz. Tylko ten samochód mógł być przypadkowym autem, zbiegiem okoliczności mogła być rejestracja (po Polsce też takie jeżdżą, ustawienie trzech szóstek obok siebie - kolejność numeracji i już). Chodziło mi o to, że mógł interpretować przypadkowe zdarzenia w świetle wcześniejszych doświadczeń. Zastanawiam się, choć mogło być jak mówił - stąd moje wątpliwości.

Ja też nie dopatruje się satanistów na każdym kroku. Ale nie wykluczam ich istnienia. Nie interpretuje każdego symbolu jako szatański, ale wzmaga się we mnie czujność, gdy mam kontakt z czymś, czego nie znam. Nie tłumaczę wszystkiego, co złe w moim życiu działaniem szatana, ale jestem pewna, że dziadyga nie próżnuje:)

Mati pisze...

Kurcze, chyba rzeczywiście rozgryzłaś tą kwestię. Ja też widziałam dziś czarnego fiata z rejestracją Zgierz 666 :). Ma takie spojrzenie na rzeczywistość, że interpretuje ją przez pewien klucz. A czy słusznie? Może się kiedyś dowiemy. :)Powodzenia w pisaniu bloga. Pozdrawiam.