Pan Bóg zawsze wysłuchuje naszych
modlitw, ale daje to, o co prosimy wtedy, kiedy nam jest to najbardziej
potrzebne i w takiej formie, jaka będzie dla nas najbardziej korzystna. On wie
lepiej co i kiedy nam się przyda. Czasem lepiej zdać się zupełnie na Jego wolę,
ale wtedy możemy mieć pewien konflikt, bo przecież zawsze, zwłaszcza kiedy
uzna, że to dla naszego dobra, może nam odmówić.
Pamiętam, że za
czasów szkolnych bardzo modne było mieć taki zeszyt ze złotymi myślami.
Spisywałyśmy te złote myśli, cytaty, aforyzmy z kalendarzy, książek, piosenek.
Całkiem niezła kolekcja się uzbierała. Mam go do dzisiaj. I nawet niegłupie
rzeczy tam wpisywałam. Na jednej ze stron znalazłam taką myśl: „Marzenia się spełniają, tylko nie tak i nie
wtedy, kiedy chcemy”. Nie ma autora. Ale ktokolwiek to powiedział, miał
rację. I myślę, że bardzo często tak samo jest z naszymi modlitwami. Pan Bóg
zawsze je wysłuchuje, ale daje to, o co prosimy wtedy, kiedy nam jest to
najbardziej potrzebne i w takiej formie, jaka będzie dla nas najbardziej
korzystna. A ile razy modlimy się o spełnienie naszych marzeń? On wie lepiej co i kiedy nam się przyda. Choć
nie jest powiedziane, że zawsze zamiast zdrowia dostaniemy cierpienie, zamiast
kredytu – dobrze płatną pracę, zamiast męża – rzeszę przyjaciół, zamiast upragnionych
studiów – wolontariat w schronisku. Jezus mówi: „Proście, a będzie wam dane;
szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam” (Łk 11,9).
Ale z drugiej
strony tyle słyszę, by zdać się na Jego wolę. By prosić o upragniony cel, ale
oddając się w Jego ręce, jeśli taka jest Jego wola, byśmy zostali obdarowani. W
przeciwnym razie możemy otrzymać wymodlony dar, ale w postaci, która może
okazać się krzyżem, niosącym ból, a nie słodkim brzemieniem, które daje
szczęście. Pan Bóg wysłucha, ale czasem trudno za taki dar dziękować.
Z kolei x.
Twardowski w jednym ze swoich wierszy pisze:
„Kiedy się modlisz –
musisz zaczekać
wszystko ma swój
czas
(…)
trzeba wciąż prosząc
przestać się spodziewać
(…)
nie módl się skoro
czekać nie umiesz”
Daje do zrozumienia, że modlitwa błagalna wymaga
cierpliwości i czasu, że wszystko o co prosimy Pana Boga przyjdzie w
odpowiednim momencie. W przeciwnym razie nasze prośby nie mają sensu. I z
jednej strony mówi, żeby nie oczekiwać odpowiedzi natychmiast, a z drugiej
nawołuje, żeby modlić się, ale odpuścić. Najlepiej nie chcieć wcale, wtedy
dostaniemy na pewno.
Życie często pokazuje, że im bardziej czegoś pragniemy, im
mocniej się staramy, tym trudniej osiągnąć zamierzony efekt. Rozwiązanie
przychodzi zwykle niespodziewanie, w sytuacji, kiedy najmniej się go
spodziewamy. Jak ta miłość, co to nie chcieć jej wcale, wtedy sama nas
nawiedzi.
Trudno niekiedy w tym wszystkim znaleźć złoty środek.
Opcję najlepszą, najskuteczniejszą. Chcemy mieć pewność, że każda nasza
modlitwa zostanie wysłuchana, a każda prośba spełniona. Ale jak to zrobić?
Modlić się cierpliwie, jak mantrę powtarzając intencję? Czy może prosić, ale
zgodnie z Jego wolą? A może zdać się na Jego wolę zupełnie i przestać się
zamartwiać? Czekać cierpliwie i przestać się spodziewać czegokolwiek?
**********************************************************************
Czasem wieczorami
czytuję sobie opowiadania dla ducha Bruno Ferrero. Czasem w ramach wieczornej
modlitwy. W jednym ze zbiorów („Kółka na wodzie”) znalazłam króciutki wpis pod
takim właśnie tytułem - „Modlitwa”:
„Kochane
Dzieciątko Boże, dziękuję Ci, że dałeś mi braciszka, choć wiesz, że Cię
prosiłem o psa. Twój Marcin”.
Zapewne Marcinek
chciał mieć przyjaciela, towarzysza, kogoś, z kim będzie mógł się bawić, kim
będzie mógł się opiekować. Nie chciał być sam. Prosił o psa, który zaspokoiłby
wszystkie te potrzeby. Dostał niewyobrażalnie więcej….
Inaczej niż Andrzejek:
„
Andrzej miał tylko jedno wielkie marzenie: rower. Wspaniale wyposażony żółty
rower, który widział na pewnej wystawie w mieście. (…) Ale mama Andrzeja miała
jeszcze tak wiele wydatków, a rachunki do zapłacenia rosły z każdym dniem. Nie
mogła sobie pozwolić na to, aby kupić swojemu dziecku drogi rower, którego tak
pragnął.
Również
Andrzej zdawał sobie sprawę z problemów mamy i dlatego prosił o ten prezent
samego Boga na Boże Narodzenie. Każdego dnia dołączał do swej modlitwy jedno
zdanie: <<Nie zapomnij na Boże Narodzenie o żółtym rowerku dla mnie.
Amen>>. Mama każdego dnia wsłuchiwała siew modlitwy Andrzeja i wznosiła
ze smutku ramiona. (…)
Nadszedł
dzień Bożego Narodzenia i, jak to było do przewidzenia, Andrzej nie otrzymał
żadnego roweru. Wieczorek ukląkł przy swoim łóżeczku, by jak zawsze odmówić
pacierz.
<<Andrzejku
– przemówiła do niego słodko mam – wiem, że jest ci smutno, bo nie dostałeś
dzisiaj roweru. Myślę jednak, że nie będziesz się gniewał na Pana Boga, że nie
odpowiedział na twoje modlitwy>>.
Andrzej
spojrzał na mamę.
<<Oczywiście,
że nie, mamo. Przecież Pan Bóg odpowiedział na moje modlitwy. Powiedział mi:
NIE>>.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz