Wydaje mi się, że zranieniem, w
sensie psychologicznym czy duchowym, będzie wszystko to, co powoduje
rzeczywisty ból, krwawienie, wymaga oczyszczenia rany i zabezpieczenia jej, by
się lepiej i szybciej zagoiła. Taka rana zwykle zostawi bliznę w tym miejscu,
naznaczy pewien ślad w psychice lub na duszy.
Sytuacja jest analogiczna jak w
przypadku fizycznego skaleczeni. Ale nie każdą doznaną ranę potraktujemy tak
samo. Przykładowo - kiedy skaleczę się nożem przy krojeniu sałatki, przez
nieuwagę lub pospiech, to mimo, że krwawi i boli, odkażam ranę wodą utlenioną i
zaklejam plastrem, to nie potraktuję tego jako jakieś wyjątkowe zranienie, bo
jak się zagoi, to zwykle nie zostaje blizna, szybko zapominam i nie mam lęku
przed kolejnym użyciem noża, mimo, że ryzyko kolejnego zranienia się jest
dokładnie takie samo. Podobnie jak zdarte kolana, pozbijane łokcie, poocierane
nadgarstki. I chociaż po tych ranach czasem zostają blizny, to były raczej one
chlubą niż wstydem czasów dzieciństwa. Miały hartować i czegoś uczyć. Miały być
doświadczeniem, ale i próba wytrzymałości lub męstwa. Każdy z nas nie raz się w
życiu poobijał. Zdarzyło się, tak samo jak ukłucie igłą, poparzenie się gorącym
garnkiem chwytanym bez rękawicy, uderzenie o szafkę, przytłuczenie palca
młotkiem. Drobne sytuacje, wszakże bolesne, ale w zasadzie wpisane w nasze
życie, jako takie ryzyko zawodowe, związane z życiowym zatrudnieniem na tym
ziemskim padole.
Ale jeśli doznajemy obrażeń na
skutek jakiegoś wypadku samochodowego, złamania kości z przemieszczeniem, lub
mamy bliznę pooperacyjną, to to jest zupełnie inny rodzaj zranienia. Tu nie
wystarczy plasterek i woda utleniona w domu. Tu potrzebny jest specjalista,
żeby to poskładał, oczyścił i założył mocne szwy. Dopiero wtedy ma szansę się zagoić,
a i tak osoba po wypadku może mieć problem z wejściem do samochodu przez
dłuższy czas, a patrząc na bliznę będzie sobie przypominać całe zajście. I
raczej nie będzie chciała się tym chwalić. Tak pozostawione blizny człowiek
zwykle ukrywa, zasłania odpowiednim ubraniem, czasem nie przyznaje się, skąd je
ma. I tak też rozumiem pojęcie zranienia w sensie psychologicznym czy duchowym.
Te powypadkowe, głębokie, chorobowe muszą zostać opatrzone przez specjalistę z
wykorzystaniem odpowiedniego sprzętu. Psycholog wówczas pełni rolę takiego
chirurga, który musi „rozłożyć” pacjenta na czynniki pierwsze, zobaczyć co
uległo urazom, oczyścić, pozszywać i poskładać na nowo. A modlitwa jest
potrzebna po to, by się udało. Możemy prosić Boga, by dał nam siły przejść
przez proces leczenia naszej duszy czy naszego umysłu. By terapia przyniosła
efekty. Ale musimy się tej terapii poddać. To jest narzędzie, które daje Bóg.
Trzeba z niego skorzystać, by wiedzieć o co się modlić. Sama modlitwa często
może nie wystarczyć.
W świątecznym wydaniu Gościa
Niedzielnego ks. Tomasz Jaklewicz, pisze, że modlić możemy się o wszystko i za
wszystkich. Ale mówiąc o wartości modlitwy wstawienniczej, zaznacza jednak, że
powinniśmy się strzec udziwnień w modlitwie, sprowadzając nazwę „modlitwa
wstawiennicza” do określonych form czy nacisku na natychmiastowy efekt. Twierdzi,
że postawa, w której nie podaje się choremu leków, a jedynie „aplikuje”
modlitwę, ma więcej wspólnego z głupotą niż z wiarą. Bo zaufanie do Boga nie
oznacza rezygnacji z tego, co podpowiada rozum. Bo chrześcijanin modli się o
pomoc Ducha Świętego, gdy ma egzamin, ale przerabia cały materiał. Będąc
chorym, bierze leki lub idzie na operację, ale jednocześnie prosi Boga, by leki
zadziałały, a operacja się udała. Nie możemy zostawiać wszystkiego Panu Bogu,
samemu nie robiąc nic.
Święty Ignacy Loyola mawiał: „Módl się tak, jakby wszystko zależało od
Boga, a działaj tak, jakby wszystko zależało od Ciebie”. Ot, przepis na
sukces.
**********************************
Jedna z moich ukochanych muzycznych modlitw....
Edyta Geppert Zamiast (Sopot 1996); muz. W.Korcz, sł. M.Czapińska
2 komentarze:
Bardzo dobry tekst. Tak mi się przy okazji skojarzyło jedno z moich ulubionych stwierdzeń Małego Poradnika Życia "Ufaj Bogu, ale samochód zamykaj" ;)
To trochę jak w naszym polskim przysłowiu: "Strzeżonego Pan Bóg strzeże":). Ale chyba coś w tym jest.
Prześlij komentarz