poniedziałek, 18 czerwca 2012

Gdy emocje już opadną...

Nie sztuką jest być z kimś, kiedy jest dobrze, sztuką jest pozostać mu wiernym, kiedy jest źle.


Dość łatwo przychodzi nam krytykowanie, kiedy nie jesteśmy w sercu wydarzeń, kiedy siedzimy na kanapie przed telewizorem. W sporcie, jak w życiu – szukamy winnych, kiedy coś jest nie po naszej myśli. Nie umiemy z godnością przyjąć porażki, szepnąć pod nosem: trudno, nie udało się i żyć dalej. Będziemy roztrząsać i dopatrywać się uchybień, doskonale wiedząc jakie byłoby najlepsze rozwiązanie patowej sytuacji. Taki psychologiczny mechanizm obronny czy po prostu nasza polska mentalność? Może maruderstwo mamy we krwi i bylibyśmy chorzy, gdybyśmy nie ponarzekali? 

Gdyby nasza reprezentacja sobotni mecz z Czechami wygrała choćby jedną bramką, nikt słowem nie wspomniałby o taktyce. Tymczasem w sytuacji porażki okazuje się, że mamy samych ekspertów od futbolu w polskich domach i wszyscy wiedzą lepiej jakie powinny być podania, jak nasi powinni rozegrać akcje, ile dośrodkowań, kiedy i czyje asysty, żebyśmy wyszli z grupy i powalczyli w kolejnych etapach mistrzostw. 

Po spotkaniu z Grecją cała Polska mówiła o obronionym przez Tytonia rzucie karnym i bramce Lewandowskiego. Mecz z Rosją przyniósł emocje związane z remisem po brawurowej akcji Błaszczykowskiego. Dopóki tliła się nadzieja, chodziliśmy dumni jak pawie, wynosząc narodowych bohaterów na piedestał. Wraz z porażką umarł nasz patriotyzm i oddanie „sprawie”, zaczęły się chłodne oceny i pretensje, bo przecież oni biorą za to ciężkie pieniądze. Ale czy zawsze wszystko musi się sprowadzać do jednego?

Sporo naczytałam się wypowiedzi osób z piłką związanych, nie tylko z racji umiłowania tego sportu przed telewizorem. Zdania są podzielone. Jak zawsze. I z pewnością, analizując sytuację profesjonalnie i bez emocji, można zauważyć wiele niedociągnięć i błędów. Wielu też uważa, że nasi grali dobrze, brakło dobrego trenera. Inni, że hasła typu „grali do samego końca” i „dali z siebie wszystko” to wyświechtane slogany i znaczą tylko tyle, że krócej niż 90 minut grać nie mogli, a jeśli dali z siebie wszystko, to znaczy, że mało mieli do zaoferowania. Ja się na futbolu nie znam. Od piątku wiem, co to spalony, a od soboty recytuję z pamięci nazwiska reprezentacji, ale staram się w tym wszystkim znaleźć złoty środek. Najbardziej wkurza mnie to, że przez cały tydzień byli bohaterami, orłami, nową husarią! A jak tylko powinęła im noga, to lecą gromy. Więc bądźmy konsekwentni - albo uważamy, że mamy słabą drużynę i nie dopingujemy, bo i tak nie wyjdą, albo jesteśmy kibicami nawet, jak doświadczamy porażki. Bo nie sztuką jest być z kimś, kiedy jest dobrze, sztuką jest pozostać mu wiernym, kiedy jest źle! Tyle się naczytałam o kibicach Irlandii i ich dopingu mimo przegranej - proszę bardzo, bierzmy przykład! Nie twierdzę, że nic się nie stało, ale nauczmy się cieszyć z tego, co mamy. Bo takiej atmosfery sportowej, zdrowej atmosfery sportowej, związanej z futbolem, dawno na polskich ulicach nie mieliśmy. To było super, móc oglądać tyle narodowych barw, bez względu na wiek czy płeć. Tyle radości, spontaniczności, emocji. Strefy kibica wypełnione po brzegi, dzieciaki na trybunach. A zafundowała nam to, nie kto inny, tylko polska drużyna. Ale my Polacy, często popadamy w skrajności - od szału i euforii do zrównania z błotem. A ja szukam złotego środka. Bo nie mam na to wpływu, a na krytykę zawsze znajdzie się okazja. Tymczasem staram się zauważać to, co mogę, dobrego. A takich chwil przez ostatni tydzień nam nie brakowało.
 
Poza tym dalej jesteśmy gospodarzami Euro, imprezy, która dała nam, oprócz sportowych emocji, szansę na rozwój naszej infrastruktury. To, co udało się przygotować dzięki mistrzostwom, zostanie w naszym kraju na lata. Cztery nowoczesne stadiony, autostrady, trasy ekspresowe, renowacja kolei, linii tramwajowych, nowe terminale lotnicze, wyremontowane dworce. Gdyby nie Euro, na Stadionie Dziesięciolecia dalej królowałoby targowisko, a tymczasem jesteśmy w posiadaniu jednego z najnowocześniejszych obiektów na świecie. Prezydenci goszczących Euro miast oceniają, że ich rozwój w przeciągu 4 ostatnich lat to przeszło dekada do przodu. Pomijam już naszą otwartość, życzliwość i gościnność, które prezentują nasz kraj z jak najlepszej strony, zachęcając do ponownych odwiedzin, bo Polska, oprócz Gdańska, Poznania, Wrocławia i Warszawy, ma jeszcze bardzo dużo do zaoferowania. Módlmy się, żebyśmy umieli wykorzystać daną nam szansę, a efekt barceloński został przechrzczony na polski.  

To tylko sport, w którym, dopóki piłka w grze, zdarzyć się może wszystko. Samo przetasowanie w naszej grupie pokazuje, że niczego nie można być pewnym, a nasze założenia i przewidywania mogą być jedynie prawdopodobieństwem. 

Euro przyćmiło wiele aktualnych spraw i wydarzeń. W tym samym czasie, kiedy polscy piłkarze walczyli o awans do ćwierćfinałów Mistrzostw Europy, nasi siatkarze dzień po dniu rozgromili reprezentacje Kanady i Brazylii, dzięki czemu zagrają w finale Ligi Światowej, a już w lipcu w Londynie powalczą o medal olimpijski. Natomiast Tomasz Adamek w sobotnią noc wygrał pojedynek z Chambersem, więc myślę, że weekend tak czy inaczej możemy uznać za udany.  


********************************


Gdy emocje już opadną
Jak po wielkiej bitwie kurz
(…)
Czy w milczeniu białych haniebnych flag
Zejść z barykady
Czy podobnym być do skały
Posypując solą ból
Jak posag pychy samotnie stać


(…)
Czy w bezsilnej złości łykając żal
Dać się powalić
Czy się każdą chwilą bawić
Aż do końca wierząc że
Los inny mi pisany jest



Perfect Niepokonani

3 komentarze:

fielki pisze...

Za "spalonego" i "asysty" brawo.
Z prawie całą resztą zgadzam się w 100% (celowo piszę po inżyniersku - inaczej nie umiem ;p ). Prawdziwy kibic zawsze będzie dumny z trzymanego w czasie hymnu szalika z orzełkiem, nie ważne czy jego drużyna wygrywa czy przegrywa. I nie ważne czy mecz ogląda na stadionie, w pubie z kolegami przy piwie, czy z żoną w domu. Emocje zawsze będą takie same -> dla prawdziwego kibica zawsze pozytywne. A że jesteśmy troszkę narodem malkontentów i większość lubi ponarzekać gdy przegrywamy, a czasami i gdy wygrywamy, to już inna sprawa.
A wracając do tematu: jeżeli ktoś nie przesadził z destylatami w sobotnią noc, opijając naszą przegraną z Czechami, to przed snem obejrzał jeszcze Adamka, a w niedzielę po obiedzie zwycięstwo nad mistrzami świata.

zal., itp. pisze...

Módlmy się o przechrzczenie efektu. No tak, ale odcinek zawiera tyle innych zdań i w tak zwanej zasadzie jest o czymś innym, fielki bije brawo i słusznie. To w kwestii merytorycznej dodam, że nie tylko śmy, wielkim wysiłkiem całego narodu i społeczeństwa, które jak chce to potrafi, ponad podziałami i w ogóle, sprężyć się i postawić do pionu, ale też, że Niemcy nam zostawili (zostawią), co sobie zbudowali. Piękny gest, mówią niektórzy. A inni, że przecież ze sobą i tak by nie zabrali. Grunt to perspektywa, ot co.

Anonimowy pisze...

wczoraj wróciłam z południa Europy i jestem mocno zaskoczona ilością czasu antenowego jaki poświęcano Euro w hiszpańskiej telewizji. I chociaż Polaków już nie ma w rozgrywkach to i tak jesteśmy wygrani jeśli chodzi o "darmową reklamę i rozgłos" w zagranicznych stacjach telewizyjnych