Przy
40 stopniach Celsjusza człowiek spoci się jak mops wszędzie tak samo. A
przecież jest tyle cudownych miejsc w naszym kraju, które odkrywane z pasją,
odwdzięczą się podarunkiem z tego, co mają w sobie najpiękniejszego.
Zaczynam być zwolenniczką
krótkich, ale intensywnych wypadów. 3-4 dni to idealny czas na to, by coś
zobaczyć, trochę się polenić, a przy okazji nie zamęczyć na śmierć z
towarzyszami podróży.
Majowy długi weekend (polski
ewenement), spędzony na Dolnym Śląsku, z szybkim wypadem za granicę,
zainspirował mnie do kolejnej wyprawy. Z jednej strony banalnej, z drugiej –
pełnej wrażeń. Obrany kierunek – stolica.
Już dawno zbierałam się, żeby
odwiedzić Urszulkę. Umówiłyśmy się stanowczo na początku czerwca, ale nie
zderzyły mi się kulki, że to początek narodowo-piłkarskiego święta. Buszowanie
po Warszawie w czasie Euro, to nie był dobry pomysł. Nie z racji
bezpieczeństwa, ale możliwości przemieszczania się. Tym bardziej, że cele były
dość konkretne – Wilanów, Łazienki i Starówka. Normalnie jest tam multum ludzi,
a co dopiero w czasie mistrzostw. Więc padło na miniony weekend, chyba jeden z
najbardziej upalnych tego lata.
Wilanów, Łazienki i Starówka – banał!
Na takie wycieczki jeździ się w szkole. Ale jeśli ktoś nie mieszka w Warszawie
i nie zna jej, to widok i dotknięcie miejsc czy rzeczy, które normalnie widzi
się na kolorowych zdjęciach i czyta o nich w książkach, jest zupełnie innym
doznaniem, zwłaszcza, gdy nie trzeba oglądać się na poganiającego przewodnika i
znudzoną klasę.
Uwielbiam Wilanów. Byłam tam
już raz. Oczarował mnie i urzekł. Tak wtedy, otulony czerwono-złotym szalikiem jesieni,
tak i teraz, zielony, kwitnący, z pachnącym wilgocią gorącym powietrzem. Ogród
wilanowski powstał wraz z pałacem w II połowie XVII wieku, jako pierwotnie
podmiejska rezydencja króla Jana III Sobieskiego. Jego centralna część
nawiązuje do form antycznych, renesansowych i barokowych, a posiada charakter
ogrodu włoskiego. Początkowo ogród był znacznie mniejszy, dopiero kolejni
właściciele Wilanowa wprowadzili zmiany, poszerzając obszar parku i przekształcając
niektóre jego elementy. Zaniedbany przez lata i zniszczony podczas wojny, swoją
świetność odzyskał dopiero w latach 60-tych ubiegłego stulecia.
Cudze chwalicie, swego nie
znacie. Zastanawiam się czy jest sens wyjeżdżać na 7 dni do Egiptu, by dwa
spędzić w samolocie, kolejne dwa zmagać się z „zemstą faraona”, a przez kolejne
trzy pozwiedzać trochę piasku w palącym słońcu. Przy 40 stopniach Celsjusza
człowiek spoci się jak mops wszędzie tak samo. A przecież jest tyle cudownych
miejsc w naszym kraju, które odkrywane z pasją, odwdzięczą się podarunkiem z tego,
co mają w sobie najpiękniejszego. I myślę sobie, że trochę to słabe chwalić się
zdjęciami ze Sfinksem i piramidami, a nie dotknąć stołecznej Syrenki i nie
uczestniczyć w chopinowskim koncercie w Królewskich Łazienkach.
******************************
Jak zwykle krótkie fotoreportaż z wyprawy:
|
Pałac w Wilanowie |
|
Taras okalający pałac - kompozycja kwiatowa |
|
Taras przed pałacem - kompozycja z roślin zielonych |
|
Dukt prowadzący do Jeziora Wilanowskiego |
|
Aleja w parku - kapitalny plener zdjęciowy |
|
Nenufary |
|
Kaczka z młodymi kaczątkami zupełnie nie bała się ludzi |
|
Jezioro Wilanowskie |
|
Jedno z najładniejszych zdjęć jakie udało mi się zrobić w Wilanowie |
|
Chińska altana |
|
Kapitalne.... |
|
Szczęście to ta chwila co trwa... |
2 komentarze:
http://www.charaktery.eu/wiesci-psychologiczne/5663/Fryzjer-vs-terapeuta/ wiedziałam, że "psycholog" to za mało ;-)
tak, tak, cudze chwalicie... ja myślę o Poznaniu - w końcu jestem fanką twórczości Małgorzaty Musierowicz ;-)
pozdrawiam Cię Kasiu!
Kasia B.
I widzę, że zaczynasz być wierną fanką mojego bloga ;)
Pozdrawiam ciepło Kasiu!!!
Prześlij komentarz