sobota, 15 września 2012

Tu jest moje miejsce na ziemi....

Wydaje mi się, że robię coś zwykłego, powszechnego, normalnego. Nic nadzwyczajnego. Właściwie kiedy wracam po urlopie to nie bardzo mam o czym opowiadać. Bo to nie są ekstremalne przeżycia na górskich szlakach, ani atrakcyjna zagraniczna podróż, ani wyjątkowa zdolność czy umiejętność, wymagająca ode mnie codziennych morderczych treningów. Po prostu raz w roku pakuję walizkę i jadę pod Kielce…



Podziwiam ludzi, którzy mają swoje pasje, zainteresowania, hobby. Jak zwał tak zwał, w każdym razie imponują mi ci, którzy których coś spośród tłumu wyróżnia, nadaje im niepowtarzalny rys. można zbierać znaczki, uprawiać sporty ekstremalne, trenować taniec, chodzić na lekcje gry na pianinie. Można chodzić po górach, podróżować po Europie, namiętnie czytać książki, kolekcjonować winylowe płyty ulubionych wykonawców. Można wyszukiwać i gromadzić starocie, robić kolczyki, wyszywać krzyżykami obrazy, eksperymentować w kuchni lub sklejać modele samolotów. Nie ma znaczenia gdzie, co i jak, byle wykonywana czynność dawała satysfakcję, przynosiła owoce i dawała poczucie, że tu i teraz świat przestaje istnieć. Że to jest to miejsce na ziemi. Nikt i nic nie jest w stanie zabrać tych uczuć, wspomnień, przeżyć, doświadczenia i tego wszystkiego, co do tej pory udało się osiągnąć. I tylko sam zainteresowany wie, ile to dla niego znaczy. 

Podziwiam takich ludzi. Czasem patrzę z zazdrością, bo też bym tak chciała. Ale czasem brakuje czasu, energii, zapału, chęci, może finansów, by zrealizować zamiary, a zazdrość przekuć w dumę i satysfakcję. Bo wydaje mi się, że robię coś zwykłego, powszechnego, normalnego. Nic nadzwyczajnego. Właściwie kiedy wracam po urlopie to nie bardzo mam o czym opowiadać. Bo to nie są ekstremalne przeżycia na górskich szlakach, ani atrakcyjna zagraniczna podróż, ani wyjątkowa zdolność czy umiejętność, wymagająca ode mnie codziennych morderczych treningów. Po prostu raz w roku pakuję walizkę i jadę pod Kielce, do Piekoszowa, gdzie od 19 lat stoi Dom dla Niepełnosprawnych, by przez dwa tygodnie służyć Tym, którzy nie mają tyle szczęścia, co ja, móc codziennie otworzyć oczy; samodzielnie wsunąć kapcie na bose stopy; własnoręcznie przygotować sobie gorącą kawę; o własnych siłach iść do pracy; bez niczyjej pomocy komunikować się z przyjaciółmi, plotkując przy wieczornej pizzy; chroniąc swoją intymność, zamknąć się w łazience, by wziąć kojący prysznic; zamknąć oczy, tuląc się do poduszki i przekręcając we śnie we wszystkie możliwe strony w poszukiwaniu jak najwygodniejszego miejsca. Ja mam to szczęście. A może to Oni mają go więcej ode mnie? Może to ja mam szczęście i ten dar bycia z Nimi?

Dom dla Niepełnosprawnych funkcjonuje od 1993 roku w miejscowości Piekoszów, położonej 12 km od Kielc w kierunku Częstochowy. Powstał dzięki staraniom wielu ludzi, ale przede wszystkim pani Izy Borowskiej, malarki, która cały spadek, odziedziczony po bracie Edwardzie, Kawalerze Maltańskim, przekazała na inicjatywę powstania tego miejsca. Jest to jeden z pierwszych domów dla osób niepełnosprawnych w województwie świętokrzyskim. Powstał staraniem osób związanych z działalnością duszpasterską o.Wojciecha Piwowarczyka, który wcześniej od 1980 roku organizował wczasorekolekcje w Szewnej, Zielenicach, Kazanowie, Sułoszowej. Położony jest w jednym z piękniejszych zakątków Gór Świętokrzyskich. Znajduje się w sąsiedztwie istniejącego od 300 lat sanktuarium Matki Bożej Miłosierdzia. To wymarzone miejsce dla ludzi kochających piękny krajobraz, świeże powietrze, a przede wszystkim ciszę i spokój

Ale na turnusach tak cicho i spokojnie nie jest. Wczasorekolekcje to intensywny czas zarówno dla podopiecznych, jak i dla opiekunów. Przez dwa tygodnie mało jest chwil na odpoczynek, chociaż musimy dbać o regenerację sił, inaczej popadalibyśmy jak muchy przed końcem turnusu. 

Podczas pobytu każdy podopieczny ma swojego opiekuna, który jest za niego odpowiedzialny – za opiekę, czynności kosmetyczne, organizację czasu, zabiegi, a przede wszystkim bezpieczeństwo. Kierownik turnusu, pielęgniarka i instruktor kulturalno-oświatowy dbają, by towarzystwo się nie nudziło, nie chorowało i nie marudziło. Odpoczynek i rehabilitacja to jedno, strawa duchowa – to drugie. Kapelan jest do dyspozycji uczestników przez 24 godziny na dobę. Bo to rekolekcje nie tylko dla niepełnosprawnych, ale czasem myślę, że przede wszystkim dla nas – opiekunów. Tyle, że te rekolekcje to nie tylko konferencja i kazanie podczas Mszy świętej, ale to czas spędzony z podopiecznym, jego pielęgnacja, pomoc, opieka, służba mu. Bo opiekunowie przyjeżdżają jako wolontariusze, często poświęcając część swoich wakacji lub długo wyczekane urlopy, co w przypadku pracujących osób jest naprawdę godne uznania. Pamiętam jak się bałam przed swoim pierwszym turnusem, że sobie nie poradzę, że będą sytuacje, które mnie przerosną, pokonają. Że nie będę w stanie przekroczyć pewnych barier związanych z toaletą czy komunikacją. Okazało się, że tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono. Od tego pierwszego razu minęło już 6 lat, a ja wpadłam w to po uszy. Nie wyobrażam sobie roku bez turnusu. Nawet jeśli okoliczności nie pozwalają na cały pobyt, muszę Ich chociaż odwiedzić.

Odwiedzam Ich, by posłuchać jak Michał śpiewa Bóg nasz Pan; by zobaczyć, jak Marianna robi serwetki na szydełku; by pogadać z Leonem o Warszawie; by powycinać z Mateuszem; by z Wiesiem pocykać zdjęć; by Piotruś mógł zrobić mi kanapki; by obejrzeć hip-hop Oli; by odgadywać zagadki Mariana; by pożartować z Anią; by z Terenią wypić kawę; by pogadać z Romkiem o czasach, gdy jeździł motorem; by Janek mógł wyszczekać swojego fanta; by zatańczyć z Marcinem; by przebrać Tomka za robota; by Janusz został Frankensteinem; by skontrolować bilety autobusowe Mirkowi; by z Magdą pójść na spacer, a Gienia zeswatać z Marianką. I widzieć ten bezcenny uśmiech na Ich twarzach, gdy z radością ofiarowuję swój czas.  

Po co? Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Może po prostu daje mi to satysfakcję, może sprawdza moje możliwości, daje mi możliwość wyznaczenia własnych granic, obfite owoce pokory i cierpliwości oraz poczucie, że tu i teraz świat przestaje dla mnie istnieć. To co robię, to jest moje miejsce na ziemi. Nikt i nic nie jest w stanie zabrać mi uczuć, wspomnień, przeżyć, doświadczenia i tego wszystkiego, czego do tej pory udało mi się nauczyć. Bo to jest moje i tylko moje. I tylko ja wiem, ile to dla mnie znaczy. 


 *************************
Krótki fotoreportaż z tegorocznego turnusu

Podstawowa zasada: zwracamy się do siebie po imieniu

Tutaj każdy ma coś do powiedzenia

Sakrament namaszczenia chorych

Sakrament namaszczenia chorych

Prymicyjne błogosławieństwo

Różaniec

....

Tuż przed Adoracją

Popołudniowy spacer

Przedpołudniowa kawa :)

Kawiarenkowy klimat

Nie wiem czy tu potrzebny jest opis...

Dom dla Niepełnosprawnych - fronton

Dom dla Niepełnosprawnych - dziedziniec

Kaplica

Kaplica - chór

Po prostu...

4 komentarze:

Ola pisze...

Piekoszów! Piekoszów! Piekoszów!
Kasiu ujęłaś ten piękny czas w niesamowity sposób. Dziękuje. Potwierdzam zdanie Michała Pieronka "To nie wy jesteście dla nas, to my jesteśmy dla was." To podopieczni uczą nas jak szanowac życie i jak się nim cieszyc, że największe bariery tkwią tak naprawde w sposobie myślenia.

Belegalkarien pisze...

Tu jest moje miejsce na ziemi, tu życie swe zmienisz...Piekoszów! Przyjeżdżasz tu z chęcią, tu wszyscy Cię kręcą...Piekoszów! :)

cici pisze...

chyba jakikolwiek dodatkowy komentarz do Twojej notki jest zbędny... chciałoby się rzec pięknie pięknie, a jednocześnie zastanowić się nad sobą, co ja robię dla innych...

Belegalkarien pisze...

Cici, ja wybrałam dość hardcorowy sposób pomagania, nie każdy jest w stanie przekroczyć pewne bariery, ograniczenia, uprzedzenia. To zrozumiałe. Czasem wystarczy uśmiech na ulicy do przechodnia, by na cały dzień poprawić mu humor. To nieraz znaczy więcej, niż dwa tygodnie turnusu...