Wydaje
mi się, że robię coś zwykłego, powszechnego, normalnego. Nic nadzwyczajnego. Właściwie
kiedy wracam po urlopie to nie bardzo mam o czym opowiadać. Bo to nie są
ekstremalne przeżycia na górskich szlakach, ani atrakcyjna zagraniczna podróż,
ani wyjątkowa zdolność czy umiejętność, wymagająca ode mnie codziennych morderczych
treningów. Po prostu raz w roku pakuję walizkę i jadę pod Kielce…
Podziwiam ludzi, którzy mają
swoje pasje, zainteresowania, hobby. Jak zwał tak zwał, w każdym razie imponują
mi ci, którzy których coś spośród tłumu wyróżnia, nadaje im niepowtarzalny rys.
można zbierać znaczki, uprawiać sporty ekstremalne, trenować taniec, chodzić na
lekcje gry na pianinie. Można chodzić po górach, podróżować po Europie,
namiętnie czytać książki, kolekcjonować winylowe płyty ulubionych wykonawców.
Można wyszukiwać i gromadzić starocie, robić kolczyki, wyszywać krzyżykami obrazy,
eksperymentować w kuchni lub sklejać modele samolotów. Nie ma znaczenia gdzie,
co i jak, byle wykonywana czynność dawała satysfakcję, przynosiła owoce i
dawała poczucie, że tu i teraz świat przestaje istnieć. Że to jest to miejsce
na ziemi. Nikt i nic nie jest w stanie zabrać tych uczuć, wspomnień, przeżyć,
doświadczenia i tego wszystkiego, co do tej pory udało się osiągnąć. I tylko
sam zainteresowany wie, ile to dla niego znaczy.
Podziwiam takich ludzi. Czasem patrzę
z zazdrością, bo też bym tak chciała. Ale czasem brakuje czasu, energii,
zapału, chęci, może finansów, by zrealizować zamiary, a zazdrość przekuć w dumę
i satysfakcję. Bo wydaje mi się, że robię coś zwykłego, powszechnego,
normalnego. Nic nadzwyczajnego. Właściwie kiedy wracam po urlopie to nie bardzo
mam o czym opowiadać. Bo to nie są ekstremalne przeżycia na górskich szlakach,
ani atrakcyjna zagraniczna podróż, ani wyjątkowa zdolność czy umiejętność,
wymagająca ode mnie codziennych morderczych treningów. Po prostu raz w roku pakuję
walizkę i jadę pod Kielce, do Piekoszowa, gdzie od 19 lat stoi Dom dla Niepełnosprawnych, by przez dwa
tygodnie służyć Tym, którzy nie mają tyle szczęścia, co ja, móc codziennie
otworzyć oczy; samodzielnie wsunąć kapcie na bose stopy; własnoręcznie przygotować
sobie gorącą kawę; o własnych siłach iść do pracy; bez niczyjej pomocy
komunikować się z przyjaciółmi, plotkując przy wieczornej pizzy; chroniąc swoją
intymność, zamknąć się w łazience, by wziąć kojący prysznic; zamknąć oczy,
tuląc się do poduszki i przekręcając we śnie we wszystkie możliwe strony w
poszukiwaniu jak najwygodniejszego miejsca. Ja mam to szczęście. A może to Oni
mają go więcej ode mnie? Może to ja mam szczęście i ten dar bycia z Nimi?
Dom dla Niepełnosprawnych
funkcjonuje od 1993 roku w miejscowości Piekoszów, położonej 12 km od Kielc w
kierunku Częstochowy. Powstał dzięki staraniom wielu ludzi, ale przede wszystkim pani Izy Borowskiej, malarki, która cały spadek, odziedziczony po bracie Edwardzie, Kawalerze Maltańskim, przekazała na inicjatywę powstania tego miejsca. Jest to jeden z pierwszych domów dla osób
niepełnosprawnych w województwie świętokrzyskim. Powstał staraniem osób
związanych z działalnością duszpasterską o.Wojciecha Piwowarczyka, który
wcześniej od 1980 roku organizował wczasorekolekcje w Szewnej, Zielenicach,
Kazanowie, Sułoszowej. Położony jest w jednym z piękniejszych zakątków Gór
Świętokrzyskich. Znajduje się w sąsiedztwie istniejącego od 300 lat sanktuarium
Matki Bożej Miłosierdzia. To wymarzone miejsce dla ludzi kochających piękny
krajobraz, świeże powietrze, a przede wszystkim ciszę i spokój.
Ale na turnusach tak cicho i
spokojnie nie jest. Wczasorekolekcje to intensywny czas zarówno dla
podopiecznych, jak i dla opiekunów. Przez dwa tygodnie mało jest chwil na
odpoczynek, chociaż musimy dbać o regenerację sił, inaczej
popadalibyśmy jak muchy przed końcem turnusu.
Podczas pobytu każdy
podopieczny ma swojego opiekuna, który jest za niego odpowiedzialny – za opiekę,
czynności kosmetyczne, organizację czasu, zabiegi, a przede wszystkim bezpieczeństwo.
Kierownik turnusu, pielęgniarka i instruktor kulturalno-oświatowy dbają, by
towarzystwo się nie nudziło, nie chorowało i nie marudziło. Odpoczynek i
rehabilitacja to jedno, strawa duchowa – to drugie. Kapelan jest do dyspozycji
uczestników przez 24 godziny na dobę. Bo to rekolekcje nie tylko dla
niepełnosprawnych, ale czasem myślę, że przede wszystkim dla nas – opiekunów. Tyle,
że te rekolekcje to nie tylko konferencja i kazanie podczas Mszy świętej, ale
to czas spędzony z podopiecznym, jego pielęgnacja, pomoc, opieka, służba mu. Bo
opiekunowie przyjeżdżają jako wolontariusze, często poświęcając część swoich
wakacji lub długo wyczekane urlopy, co w przypadku pracujących osób jest
naprawdę godne uznania. Pamiętam jak się bałam przed swoim pierwszym turnusem,
że sobie nie poradzę, że będą sytuacje, które mnie przerosną, pokonają. Że nie
będę w stanie przekroczyć pewnych barier związanych z toaletą czy komunikacją. Okazało
się, że tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono. Od tego pierwszego razu minęło
już 6 lat, a ja wpadłam w to po uszy. Nie wyobrażam sobie roku bez turnusu.
Nawet jeśli okoliczności nie pozwalają na cały pobyt, muszę Ich chociaż odwiedzić.
Odwiedzam Ich, by posłuchać jak
Michał śpiewa Bóg nasz Pan; by
zobaczyć, jak Marianna robi serwetki na szydełku; by pogadać z Leonem o
Warszawie; by powycinać z Mateuszem; by z Wiesiem pocykać zdjęć; by Piotruś
mógł zrobić mi kanapki; by obejrzeć hip-hop Oli; by odgadywać zagadki Mariana;
by pożartować z Anią; by z Terenią wypić kawę; by pogadać z Romkiem o czasach,
gdy jeździł motorem; by Janek mógł wyszczekać swojego fanta; by zatańczyć z
Marcinem; by przebrać Tomka za robota; by Janusz został Frankensteinem; by skontrolować
bilety autobusowe Mirkowi; by z Magdą pójść na spacer, a Gienia zeswatać z
Marianką. I widzieć ten bezcenny uśmiech na Ich twarzach, gdy z radością
ofiarowuję swój czas.
Po co? Nigdy się nad tym nie zastanawiałam.
Może po prostu daje mi to satysfakcję, może sprawdza moje możliwości, daje mi
możliwość wyznaczenia własnych granic, obfite owoce pokory i cierpliwości oraz
poczucie, że tu i teraz świat przestaje dla mnie istnieć. To co robię, to jest
moje miejsce na ziemi. Nikt i nic nie jest w stanie zabrać mi uczuć, wspomnień,
przeżyć, doświadczenia i tego wszystkiego, czego do tej pory udało mi się
nauczyć. Bo to jest moje i tylko moje. I tylko ja wiem, ile to dla mnie znaczy.
*************************
Krótki fotoreportaż z tegorocznego turnusu
|
Podstawowa zasada: zwracamy się do siebie po imieniu |
|
Tutaj każdy ma coś do powiedzenia |
|
Sakrament namaszczenia chorych |
|
Sakrament namaszczenia chorych |
|
Prymicyjne błogosławieństwo |
|
Różaniec |
|
.... |
|
Tuż przed Adoracją |
|
Popołudniowy spacer |
|
Przedpołudniowa kawa :) |
|
Kawiarenkowy klimat |
|
Nie wiem czy tu potrzebny jest opis... |
|
Dom dla Niepełnosprawnych - fronton |
|
Dom dla Niepełnosprawnych - dziedziniec |
|
Kaplica |
|
Kaplica - chór |
|
Po prostu... |
4 komentarze:
Piekoszów! Piekoszów! Piekoszów!
Kasiu ujęłaś ten piękny czas w niesamowity sposób. Dziękuje. Potwierdzam zdanie Michała Pieronka "To nie wy jesteście dla nas, to my jesteśmy dla was." To podopieczni uczą nas jak szanowac życie i jak się nim cieszyc, że największe bariery tkwią tak naprawde w sposobie myślenia.
Tu jest moje miejsce na ziemi, tu życie swe zmienisz...Piekoszów! Przyjeżdżasz tu z chęcią, tu wszyscy Cię kręcą...Piekoszów! :)
chyba jakikolwiek dodatkowy komentarz do Twojej notki jest zbędny... chciałoby się rzec pięknie pięknie, a jednocześnie zastanowić się nad sobą, co ja robię dla innych...
Cici, ja wybrałam dość hardcorowy sposób pomagania, nie każdy jest w stanie przekroczyć pewne bariery, ograniczenia, uprzedzenia. To zrozumiałe. Czasem wystarczy uśmiech na ulicy do przechodnia, by na cały dzień poprawić mu humor. To nieraz znaczy więcej, niż dwa tygodnie turnusu...
Prześlij komentarz