czwartek, 12 grudnia 2013

Czarny Czwartek - Janek Wiśniewski padł

Od 1996 roku trwa proces w sprawie wydarzeń grudniowych. Do dziś nie ma winnych, do dziś nikt za to nie odpowiedział.


Kiedy przygotowywałam wpis o gdańskiej refleksyjnej podróży Luśki, byłam w trakcie lektury Mirosława Piepki i Michała Pruskiego, która opisuje wydarzenia z grudnia 1970. Przerzucając kolejne karty książki, przerzucałam przed oczami, niczym slajdy, obrazy z pobytu w Trójmieście. Byliśmy tam, gdzie oddziały milicji i wojska, na rozkaz ówczesnych władz, dokonały masakry na strajkujących pracownikach, którzy domagali się jedynie respektowania swoich praw i godnego życia.

Piepka i Pruski piszą wprost, że „Tego, co wydarzyło się tam 17 grudnia, w żadnym razie nie można było nazwać walkami ulicznymi.” Twierdzą, że było to „prawdziwe polowanie na ludzi”. A za tym idą konkretne dane: „Do spacyfikowania protestów na Wybrzeżu władze użyły łącznie 27 tysięcy żołnierzy, 550 czołgów, 750 transporterów opancerzonych i 2100 samochodów. Zaangażowano również 108 samolotów i śmigłowców, a także 40 jednostek pływających Marynarki wojennej. Razem z siłami, które zostały przesunięte w wyznaczone rejony, ale nie użyte do akcji, jak również łącznie z grupami skierowanymi do dyspozycji miejscowych władz dla wewnętrznej ochrony obiektów na znacznym obszarze kraju – zaangażowano 61 tysięcy żołnierzy, 1700 czołgów, 1750 transporterów opancerzonych i 8700 samochodów. Jeśli nie liczyć stanu wojennego, nigdy w czasach pokoju Wojsko Polskie na taką skalę nie było stawiane w stan gotowości bojowej (…). Wiele osób było przekonanych, że ofiar śmiertelnych musiało być więcej, niż podano. Wszak według oficjalnych danych w Grudniu śmierć poniosło łącznie 45 osób, a 1165 zostało rannych. A przecież do sił wojska Polskiego trzeba jeszcze dodać co najmniej 9 tysięcy milicjantów, funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa i Ochrony Rezerwy Milicji Obywatelskiej oraz służby więziennej czy nawet straży pożarnej, którzy zostali zmobilizowani i włączeniu do działania. W trakcie pacyfikowania demonstracji zużyto łącznie około 150 tysięcy sztuk środków chemicznych, a tylko żołnierze (…) wystrzelili na Wybrzeżu blisko 46 tysięcy pocisków różnego kalibru i różnych typów.”

Nie tylko na Wybrzeżu, ale między 14 a 19 grudnia doszło do walk w wielu większych miastach w całym kraju. Wzięło w nich udział w sumie kilkadziesiąt tysięcy osób. Straty obliczono na 400 milionów ówczesnych złotych. Do 20 grudnia odnotowano „przerwy w pracy” w 37 zakładach produkcyjnych, w których udział wzięło ok. 23 tysięcy osób. To, co się działo w kraju w grudniowe dni 1970 roku było efektem decyzji i posunięć władz, które na krótko przed świętami wprowadziły dość drastyczne podwyżki cen produktów pierwszej potrzeby. Winą za przelew krwi obarczono w rezultacie bezbronnych ludzi, bo przecież wojsko pacyfikowało jedynie zbuntowanych robotników. 

Od 1996 roku trwa proces w sprawie wydarzeń grudniowych. Do dziś nie ma winnych, do dziś nikt za to nie odpowiedział.

Wstrząsająca historia, obnażająca prawdę o tym, co wydarzyło się na stacji Gdynia Stocznia w grudniowy poranek 43 lata temu. Lektura obowiązkowa.




Brak komentarzy: