Od
1996 roku trwa proces w sprawie wydarzeń grudniowych. Do dziś nie ma winnych,
do dziś nikt za to nie odpowiedział.
Kiedy przygotowywałam wpis o gdańskiej
refleksyjnej podróży Luśki, byłam w trakcie lektury Mirosława Piepki i Michała
Pruskiego, która opisuje wydarzenia z grudnia 1970. Przerzucając kolejne karty
książki, przerzucałam przed oczami, niczym slajdy, obrazy z pobytu w
Trójmieście. Byliśmy tam, gdzie oddziały milicji i wojska, na rozkaz ówczesnych
władz, dokonały masakry na strajkujących pracownikach, którzy domagali się
jedynie respektowania swoich praw i godnego życia.
Piepka i Pruski piszą wprost, że „Tego, co
wydarzyło się tam 17 grudnia, w żadnym razie nie można było nazwać walkami
ulicznymi.” Twierdzą, że było to „prawdziwe polowanie na ludzi”. A za tym idą
konkretne dane: „Do spacyfikowania protestów na Wybrzeżu władze użyły łącznie
27 tysięcy żołnierzy, 550 czołgów, 750 transporterów opancerzonych i 2100
samochodów. Zaangażowano również 108 samolotów i śmigłowców, a także 40
jednostek pływających Marynarki wojennej. Razem z siłami, które zostały
przesunięte w wyznaczone rejony, ale nie użyte do akcji, jak również łącznie z
grupami skierowanymi do dyspozycji miejscowych władz dla wewnętrznej ochrony
obiektów na znacznym obszarze kraju – zaangażowano 61 tysięcy żołnierzy, 1700
czołgów, 1750 transporterów opancerzonych i 8700 samochodów. Jeśli nie liczyć
stanu wojennego, nigdy w czasach pokoju Wojsko Polskie na taką skalę nie było
stawiane w stan gotowości bojowej (…). Wiele osób było przekonanych, że ofiar
śmiertelnych musiało być więcej, niż podano. Wszak według oficjalnych danych w
Grudniu śmierć poniosło łącznie 45 osób, a 1165 zostało rannych. A przecież do
sił wojska Polskiego trzeba jeszcze dodać co najmniej 9 tysięcy milicjantów,
funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa i Ochrony Rezerwy Milicji Obywatelskiej
oraz służby więziennej czy nawet straży pożarnej, którzy zostali zmobilizowani
i włączeniu do działania. W trakcie pacyfikowania demonstracji zużyto łącznie
około 150 tysięcy sztuk środków chemicznych, a tylko żołnierze (…) wystrzelili
na Wybrzeżu blisko 46 tysięcy pocisków różnego kalibru i różnych typów.”
Nie tylko na Wybrzeżu, ale między 14 a 19
grudnia doszło do walk w wielu większych miastach w całym kraju. Wzięło w nich
udział w sumie kilkadziesiąt tysięcy osób. Straty obliczono na 400 milionów
ówczesnych złotych. Do 20 grudnia odnotowano „przerwy w pracy” w 37 zakładach
produkcyjnych, w których udział wzięło ok. 23 tysięcy osób. To, co się działo w
kraju w grudniowe dni 1970 roku było efektem decyzji i posunięć władz, które na
krótko przed świętami wprowadziły dość drastyczne podwyżki cen produktów
pierwszej potrzeby. Winą za przelew krwi obarczono w rezultacie bezbronnych
ludzi, bo przecież wojsko pacyfikowało jedynie zbuntowanych robotników.
Od 1996 roku trwa proces w sprawie wydarzeń
grudniowych. Do dziś nie ma winnych, do dziś nikt za to nie odpowiedział.
Wstrząsająca historia, obnażająca prawdę o tym,
co wydarzyło się na stacji Gdynia Stocznia w grudniowy poranek 43 lata temu.
Lektura obowiązkowa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz