poniedziałek, 17 lutego 2014

PNM

…czyli o tym, że kurs przedmałżeński nie musi być nudny.



Przed nami małżeństwo. Dla nas to początek drogi, początek przygody, początek życia. To początek wolności, a nie jej koniec. Dobrze jest się do tego przygotować, nie dlatego, że potrzebny jest papier do protokołu dla księdza. Ale dlatego, że nikt nie daje nam żadnego innego certyfikatu świadczącego o tym, że jesteśmy wyposażeni w kompetencje i kwalifikacje, które pozwolą nam na resztę życia stworzyć nową komórkę społeczną – rodzinę.

Kursy przedmałżeńskie kojarzą się najczęściej z nudnymi popołudniowymi pogadankami księży i „starych panien” (proszę o wybaczenie wszystkie niezamężne kobiety, ale pojechałam stereotypem dla wzmocnienia efektu), o tym, że seks przed ślubem - nie, kalendarzyk po - tak, posłuszeństwo żony wobec męża, ale męża wobec żony już niekoniecznie, dużo dzieci, mało pieniędzy, a wszystkie udręki i cierpienia to dlatego, że Bóg tak chce. Nic dziwnego, że wielu narzeczonych idzie na nauki jak na ścięcie, chcąc „odfajkować” zaliczony kurs i mieć z głowy kolejną formalność. A przecież dwoje ludzi, którzy chcą się pobrać, chcą się wspierać, uzupełniać i dzielić życie z własnej woli, nie może widzieć w małżeństwie tylko przymusu, monotonii, ciężaru i w rezultacie męki, którą jest złoty „GPS” na palcu (nienawidzę tego określenia obrączek).

Małżeństwo dojrzałe, oparte na prawdziwej miłości, bez lęku, to cudowny czas wzrastania, rozwoju, budowania i tworzenia, a nie więdnięcia, regresu i burzenia. Można nie tylko mówić pięknie o małżeństwie i seksie, ale można pięknie małżeństwo przeżywać, a seks celebrować. Kapitalne tego świadectwo dali nam Kasia i Mariusz Kaletka oraz Beata i Michał Piekorzowie, którzy wspólnie z księdzem Jarosławem Ogrodniczakiem poprowadzili dla nas kurs przedmałżeński w Katowicach. To tylko fragment projektu, przygotowanego przez Archidiecezję Katowicką, który obejmuje kilka śląskich miast.

W Katowicach, Chorzowie, Koniakowie, Rudzie Śląskiej, Piekarach Śląskich, Brennej, Jastrzębiu-Zdroju, Rybniku i Pszczynie w weekendy spotykają się pary narzeczeńskie, które chcą zawrzeć sakrament małżeństwa. Razem z nimi przez tajniki małżeństwa przedzierają się małżonkowie – nauczyciele, w sumie w liczbie ok. 60, członkowie Domowego Kościoła, którzy w naturalny, spontaniczny, pełen humoru sposób opowiadają o życiu rodzinnym, o byciu mężem i żoną, matką i ojcem, synową i zięciem. O tym, że małżeństwo jest Bożym planem, a przyszły małżonek darem, którego trzeba przyjąć ze wszystkim, co wnosi. Że nie jest to łatwe, że wymaga pracy, ale warto, bo owoce są obfitsze niż inwestycja. O tym, że trzeba przeciąć pępowinę, opuścić ojca i matkę, i połączyć się z żoną lub z mężem. Że seks jest ważny, ale nie najważniejszy, że planowanie rodziny to nie kalendarzyk tylko medycyna i znajomość ciała. Że skuteczna komunikacja pozwala być przeźroczystym, że sakrament to nie to samo, co wesele. I że dobre wychowanie to po prostu mądra miłość.

Można kapitalnie i z humorem mówić o tym, że w małżeństwie przechodzi się na wyższy level. Nie wystarczy być przeciętnym, zostać przy tym, co po prostu działa. Ale warto stawać się w tym lepszym i osiągać kolejne, wyższe poziomy. Można mówić o tym z pasją, jak o najnowszej konsoli Xbox. Można o swoich rolach małżeńskich mówić z absolutnym dystansem do siebie. Ale zawsze z szacunkiem, oddaniem i miłością do drugiej strony. Ten kurs to właściwie rekolekcje, połączone z dniem skupienia, wzajemną modlitwą za siebie, za rodziców, teściów. I choć nie zawsze do końca zgadzamy się ze wszystkim, bo pojawiają się kwestie dyskusyjne, to ten weekendowy czas jest świetną okazją dla tych, którzy myślą, że matka polka katoliczka, to uciemiężona kobieta w fartuchu, rozczochranymi włosami i workami pod oczami, a katolicki ojciec to niski, łysawy pan z brzuszkiem w wełnianym pulowerku (no może w przypadku Mariusza tylko ten pulower się nie zgadza ;) ) – że tak nie jest! Że matka trójki dzieci jest śliczną, szczuplutką, modnie ubraną szatynką ze śniadą cerą, a kobieta w stanie błogosławionym po raz czwarty każdego dnia ma inny kolor paznokci i misternie dobrane szczegóły stylizacji. Że katolicki mąż jest szefem firmy, nosi modne krawaty i srebrne spinki do koszuli. A poranek rozpoczyna od podziękowania Bogu, że znowu dane mu było się obudzić. Dzień natomiast kończy krótko (to był eufemizm): „Pamiętacie reklamę Sprite? Jest pragnienie – jest Sprite. Jest Sprite – pragnienie nie ma szans. Macie pragnienia? Miejcie pragnienia. I zamiast Sprite – wstawcie Małżeństwo.”

Boże, sakramentalne, dobre, dojrzało małżeństwo jest w stanie zaspokoić wszystkie pragnienia. Bycia kochaną, podziwianą, szanowaną. Bycia kochanym, podziwianym i szanowanym. A z takim fundamentem można góry przenosić. Bez lęku. Bo „wszystko mogę w Tym, Który mnie umacnia”.

*******************************

Więcej informacji na temat nauk przedmałżeńskich Archidiecezji Katowickiej:
http://przednamimalzenstwo.pl/

Możecie polubić ich na Facebooku:
https://www.facebook.com/przednamimalzenstwo


********************************

A potem to wszystko ma wyglądać tak... 


 Luxtorpeda - Tajne znaki



1 komentarz: