Przed nami małżeństwo. Dla nas to początek
drogi, początek przygody, początek życia. To początek wolności, a nie jej
koniec. Dobrze jest się do tego przygotować, nie dlatego, że potrzebny jest
papier do protokołu dla księdza. Ale dlatego, że nikt nie daje nam żadnego
innego certyfikatu świadczącego o tym, że jesteśmy wyposażeni w kompetencje i kwalifikacje,
które pozwolą nam na resztę życia stworzyć nową komórkę społeczną – rodzinę.
Kursy przedmałżeńskie kojarzą się najczęściej z
nudnymi popołudniowymi pogadankami księży i „starych panien” (proszę o
wybaczenie wszystkie niezamężne kobiety, ale pojechałam stereotypem dla
wzmocnienia efektu), o tym, że seks przed ślubem - nie, kalendarzyk po - tak,
posłuszeństwo żony wobec męża, ale męża wobec żony już niekoniecznie, dużo
dzieci, mało pieniędzy, a wszystkie udręki i cierpienia to dlatego, że Bóg tak
chce. Nic dziwnego, że wielu narzeczonych idzie na nauki jak na ścięcie, chcąc „odfajkować”
zaliczony kurs i mieć z głowy kolejną formalność. A przecież dwoje ludzi,
którzy chcą się pobrać, chcą się wspierać, uzupełniać i dzielić życie z własnej
woli, nie może widzieć w małżeństwie tylko przymusu, monotonii, ciężaru i w
rezultacie męki, którą jest złoty „GPS” na palcu (nienawidzę tego określenia
obrączek).
Małżeństwo dojrzałe, oparte na prawdziwej
miłości, bez lęku, to cudowny czas wzrastania, rozwoju, budowania i tworzenia,
a nie więdnięcia, regresu i burzenia. Można nie tylko mówić pięknie o
małżeństwie i seksie, ale można pięknie małżeństwo przeżywać, a seks
celebrować. Kapitalne tego świadectwo dali nam Kasia i Mariusz Kaletka oraz
Beata i Michał Piekorzowie, którzy wspólnie z księdzem Jarosławem
Ogrodniczakiem poprowadzili dla nas kurs przedmałżeński w Katowicach. To tylko
fragment projektu, przygotowanego przez Archidiecezję Katowicką, który obejmuje
kilka śląskich miast.
W Katowicach, Chorzowie, Koniakowie, Rudzie
Śląskiej, Piekarach Śląskich, Brennej, Jastrzębiu-Zdroju, Rybniku i Pszczynie w
weekendy spotykają się pary narzeczeńskie, które chcą zawrzeć sakrament
małżeństwa. Razem z nimi przez tajniki małżeństwa przedzierają się małżonkowie –
nauczyciele, w sumie w liczbie ok. 60, członkowie Domowego Kościoła, którzy w naturalny,
spontaniczny, pełen humoru sposób opowiadają o życiu rodzinnym, o byciu mężem i
żoną, matką i ojcem, synową i zięciem. O tym, że małżeństwo jest Bożym planem,
a przyszły małżonek darem, którego trzeba przyjąć ze wszystkim, co wnosi. Że nie
jest to łatwe, że wymaga pracy, ale warto, bo owoce są obfitsze niż inwestycja.
O tym, że trzeba przeciąć pępowinę, opuścić ojca i matkę, i połączyć się z żoną
lub z mężem. Że seks jest ważny, ale nie najważniejszy, że planowanie rodziny
to nie kalendarzyk tylko medycyna i znajomość ciała. Że skuteczna komunikacja pozwala
być przeźroczystym, że sakrament to nie to samo, co wesele. I że dobre
wychowanie to po prostu mądra miłość.
Można kapitalnie i z humorem mówić o tym, że w
małżeństwie przechodzi się na wyższy level. Nie wystarczy być przeciętnym,
zostać przy tym, co po prostu działa. Ale warto stawać się w tym lepszym i osiągać
kolejne, wyższe poziomy. Można mówić o tym z pasją, jak o najnowszej konsoli Xbox.
Można o swoich rolach małżeńskich mówić z absolutnym dystansem do siebie. Ale
zawsze z szacunkiem, oddaniem i miłością do drugiej strony. Ten kurs to
właściwie rekolekcje, połączone z dniem skupienia, wzajemną modlitwą za siebie,
za rodziców, teściów. I choć nie zawsze do końca zgadzamy się ze wszystkim, bo
pojawiają się kwestie dyskusyjne, to ten weekendowy czas jest świetną okazją
dla tych, którzy myślą, że matka polka katoliczka, to uciemiężona kobieta w
fartuchu, rozczochranymi włosami i workami pod oczami, a katolicki ojciec to
niski, łysawy pan z brzuszkiem w wełnianym pulowerku (no może w przypadku
Mariusza tylko ten pulower się nie zgadza ;) ) – że tak nie jest! Że matka
trójki dzieci jest śliczną, szczuplutką, modnie ubraną szatynką ze śniadą cerą,
a kobieta w stanie błogosławionym po raz czwarty każdego dnia ma inny kolor
paznokci i misternie dobrane szczegóły stylizacji. Że katolicki mąż jest szefem
firmy, nosi modne krawaty i srebrne spinki do koszuli. A poranek rozpoczyna od
podziękowania Bogu, że znowu dane mu było się obudzić. Dzień natomiast kończy
krótko (to był eufemizm): „Pamiętacie reklamę Sprite? Jest pragnienie – jest Sprite.
Jest Sprite – pragnienie nie ma szans. Macie pragnienia? Miejcie pragnienia. I
zamiast Sprite – wstawcie Małżeństwo.”
Boże, sakramentalne, dobre, dojrzało małżeństwo
jest w stanie zaspokoić wszystkie pragnienia. Bycia kochaną, podziwianą,
szanowaną. Bycia kochanym, podziwianym i szanowanym. A z takim fundamentem
można góry przenosić. Bez lęku. Bo „wszystko mogę w Tym, Który mnie umacnia”.
Więcej informacji na temat nauk przedmałżeńskich Archidiecezji Katowickiej:
http://przednamimalzenstwo.pl/
Możecie polubić ich na Facebooku:
https://www.facebook.com/przednamimalzenstwo
*******************************
Więcej informacji na temat nauk przedmałżeńskich Archidiecezji Katowickiej:
http://przednamimalzenstwo.pl/
Możecie polubić ich na Facebooku:
https://www.facebook.com/przednamimalzenstwo
********************************
A potem to wszystko ma wyglądać tak...
Luxtorpeda - Tajne znaki
1 komentarz:
Amen... :)
Prześlij komentarz