Przewodnicy duchowi bardzo
często podkreślają w trudnych momentach, że z każdej tragedii, porażki i
upadku, trzeba wynieść jakieś dobro. Tylko wtedy niepowodzenie będzie możliwe
do zniesienia. Bo podobno wszystko jest po coś. Zwykle po coś dobrego.
Prowadziłam
kiedyś badania wśród osób chorych na nowotwór, z których uzyskałam wyniki
wskazujące na to, że choroba dała możliwość wszystkim badanym na wzrost i
rozwój osobowy (dokładnie chodziło o wejście na kolejny poziom rozwoju
osobowego w teorii dezintegracji pozytywnej Kazimierza Dąbrowskiego). Ale każda
z tych osób, mimo, że borykała się ciągle ze skutkami po leczeniu chemią lub naświetlaniami,
to była na etapie remisji i bardzo dobrych rokowań. Ale gdyby to samo
powiedzieć im w trakcie choroby – ten stan da Ci możliwość wzrostu i rozwoju –
postukali by się w czoło i wywaliliby mnie z pokoju między jedną torsją a
drugą.
Takie
poczucie, że zawsze jest nadzieja na dobry koniec, na pozytywne rozwiązanie,
daje siłę do walki. Po prostu to zło, cierpienie i ból musi się kiedyś skończyć.
Po prostu musi przyjść ulga, bo człowiek ma swoje granice wytrzymałości. I choć
nie dostaje więcej niż jest w stanie unieść, to jednak jego siła i odwaga
kiedyś mogą okazać się zbyt słabe. Czasem po prostu trzeba poczekać na tę
zmianę. To tak, jak po każdej nocy przychodzi dzień. On po prostu przyjść musi.
Ale bez nocy po prostu nie może być dnia, bo tylko dzięki ciemności dostrzegamy
wartość światła i cudowny blask poranka. Tak bez zła nie istniałoby dobro, bez
porażki nie poznalibyśmy smaku zwycięstwa...
W
znakomitym filmie "Szkoła uczuć" (A
walk to remember - tyt.oryg.) jest taka scena, gdzie główni bohaterowie,
Jamie i Landon, rozmawiają o wierze "w te rzeczy". Jamie, zapytana o
Boga i zło tego świata w pewnym momencie mówi takie zdanie, że bez cierpienia
nie byłoby współczucia. Na to Landon: powiedz to cierpiącym.
Nie
możemy zapomnieć, że cokolwiek dzieje się w naszym życiu – fizycznym,
psychicznym, duchowym, społecznym - zawsze jest też druga strona medalu. Jeśli
nawet dzisiaj tylko mówimy o wywodzeniu się dobra z trudności i niepowodzeń, za
chwilę możemy tych niepowodzeń doświadczać. A to może zmienić perspektywę...
Profesor
Anna Świderkówna o wierszu ks. Twardowskiego Sprawiedliwość, który został jej
dedykowany, mówiła tak: „Zaczęło się od mojego sformułowania, że to co mam, i
to, czego nie mam, mam dla innych. To, co mam – mam, żeby dać innym, a to,
czego nie mam, żeby inni mi dali.”
Może
właśnie to należy powiedzieć cierpiącym? Może dzięki ich cierpieniu ktoś inny
uczy się empatii i pomagania? Bez współczucia nie byłoby to możliwe.
*****************
Łódzkie poranki, nawet po ciężkich nocach, bywają naprawdę piękne...
2 komentarze:
ładne te Twoje zdjęcia :)
Fajne, nie? :) Czasem mnie tak najdzie z rana, jak się szykuje do pracy, albo gdzieś wyjeżdżam. Ale to zawsze wyjdzie jedno na milion ;)
Prześlij komentarz