Przy
całej krytyce, jaka spadła na twórców Tryptyku Świętokrzyskiego w trakcie „rubikomani”,
nie można odebrać im tego, że te utwory mają swoją wartość. Mimo wszystko ponadczasową.
Dzieło autorstwa Rubik & Książek niosło ze
sobą naprawdę głębokie przesłanie, a oprawa muzyczna była nie tylko ukojeniem
dla zmysłów, ale i prawdziwą magią, która odczarowała ludziom muzykę klasyczną
i wprowadziła ją do jednej loży z muzyką pop. Połączenie z jednej strony dość
odważne (orkiestra symfoniczna i popowe brzmienie), a z drugiej niejako skazane na sukces – działa na emocje, uspokaja,
budzi pozytywne uczucia, zwłaszcza, kiedy podniosła muzyka okrasza płomienne
wyznanie miłości… Albo po prostu jest tłem do patetycznego opisu tego, co w życiu
ważne.
Troszkę z ironią, ze szczyptą sarkazmu, bo
teksty Książka rzeczywiście mają w sobie dużo patosu, emocjonalności i
płomiennych wyznań, które podsyca pełna namiętności muzyka Rubika (biorąc pod
uwagę jeszcze jego zachowanie i zaangażowanie w dyrygowanie w trakcie koncertu,
tak żywiołowe, że podczas koncertu w Radomiu spadł z podestu…). Ale biorąc pod
uwagę teksty piosenek niektórych współczesnych wykonawców muzyki pop, myślę
sobie, że jednak wolę być kiczowata, słuchając oratoriów, niż trendy,
zatapiając się w niekoniecznie sensowny zlepek
niewiele znaczących słów… Bo przypominacie sobie jakiś mega utwór ostatniej
dekady (poza kultowym już utworem zespołu Weekend), który naprawdę zapadł w
pamięć, również ze względu na tekst? Tzn. kilka bym znalazła, ale nie grają ich
ani kanały muzyczne, ani komercyjne rozgłośne. Bo nie chwytają, bo nie porywają
tłumów, bo nie mówią o nieszczęśliwej miłości i dramacie rozstania, bo są o
czymś. Są niszowe. Tymczasem oratoryjnemu tandemowi to właśnie się udało – porwać tłumy,
chwycić za serca, znaleźć na pierwszych miejscach list przebojów, wygrać kilka
rankingów i prestiżowych nagród, mówiąc O CZYMŚ!
O miłości powstało wiele poematów. Jeśli nie
każda, to większość z nas, drogie panie, w przypływie miłosnych uniesień, chciałaby choć raz
posłuchać urzekających wyznań ukochanego. Lub po prostu marzy o męskim, ale i
romantycznym księciu z bajki… No to panowie macie zaległą lekturę, bo jedne z
najpiękniejszych wyznań o miłości, jakie kiedykolwiek czytałam, zawiera utwór Oblubieniec (cz.1. Tryptyku – Świętokrzyska Golgota): Żyć, znaczy życie dzielić z Tobą. A nie być
z Tobą - znaczy nie żyć. I dalej: Sztachety
zmierzch obmywa deszczem / Chcę mówić - lecz coś gardło spina / Że pragnę mieć
cię jeszcze więcej / O śmiech naszego miła syna. Powiedziane po prostu: „kocham
Cię”, wydaje się w tym miejscu tak banalne… Przychodzi mi tu na myśl jeszcze inny
utwór, pt. Drugi list do Świętego Pawła,
w którym niesamowicie i w banalnie prosty sposób ukazane są oblicza miłości. Że
ona często przychodzi niespodziewanie, może pojawić się w każdym miejscu na świecie,
w każdych okolicznościach. Że jej uosobieniem może być kobieta, która już ma
rodzinę. Że ta miłość, największa, najszczersza, po prostu przychodzi nagle jak wiatr, co w łodziach napina żagle albo
jak telegram. To nie znaczy, że trzeba komuś rozbijać rodzinę, ale po prostu
tak się zdarza, że kochamy kogoś, kto nie może być z nami. Ale warto tę miłość
zauważyć. Że zawsze warto mieć nadzieję, bo może ona przyjdzie w którąś nudną niedzielę, a może tyle
razy nas już spotykała, tylko my ślepi, nie zdołaliśmy jej dostrzec.
Książek w swoich tekstach bardzo dużo czerpie z
Biblii. Znaczna część fanów, zafascynowana tekstem utworu Oblubieniec i
Oblubienica (cz.1. Tryptyku – Świętokrzyska Golgota), nawet nie wie, że autor inspiracji szukał właśnie w Piśmie Świętym,
a słowa do dialogu zostały zaczerpnięte z Pieśni nad Pieśniami (Stary
Testament), która to księga jest niczym innym jak cudowną opowieścią o miłości,
a wielu twierdzi, że nawet o podłożu erotycznym. Stąd także pochodzą słowa
refrenu Psalmu dla Ciebie (cz.3.
Tryptyku – Psałterz Wrześniowy), choć wielu zastanawiało się o co chodzi z tym
kładzeniem na ramię pieczęci (Połóż mię
jak pieczęć na twoim sercu, / jak pieczęć na twoim ramieniu, / bo jak śmierć
potężna jest miłość, / a zazdrość jej nieprzejednana jak Szeol, / żar jej to
żar ognia, / płomień Pański. / Wody wielkie nie zdołają ugasić miłości, / nie
zatopią jej rzeki. – Pnp 8, 6-7). Sam tekst również mówi o tym, że czasem
nie dostrzegamy wielkiego szczęścia, które być może mamy tuż pod nosem. Nasze wyobrażenia
o ideale, rozpacz po poprzednich związkach, niejednokrotnie przysłania nam to,
co naprawdę piękne, prawdziwe, szczere. I choć nieraz zastanawiamy się,
dlaczego ze wszystkich pragnień wybraliśmy właśnie to, którego uosobieniem jest
ukochana osoba, to trwamy w tym w myśl św. Augustyna, że miłość to wybór drogi miłości i wierność wyborowi.
Zbigniew Książek wielokrotnie odnosi się do
wydarzeń biblijnych, prawd wiary, sensu śmierci Chrystusa i znaczenia krzyża w
życiu człowieka. Pisze o tym, że w sporach i konfliktach dzielimy włos na czworo
i ciągle szukamy ludzkiej miary. Że ciągle ze zdumieniem odkrywamy, że trudy
życia i ciężar krzyża każdy niesie swoje, bez względu na zdrowie czy chorobę.
Że tak naprawdę nieustannie zastanawiamy się, co się stanie po śmierci i choć
wyznajemy wiarę w życie wieczne, to ciągle powątpiewamy. Jeden z psalmów (Psalm Apostolski, cz.3. Tryptyku – Psałterz Wrześniowy) mówi o tym, że
wiara w to, co się nie da zważyć i zmierzyć jest darem. Sam tekst utworu jest
wyznaniem wiary w oparciu o Skład Apostolski. A błaganie o wielki dar wiary winno
być z pragnienia, potrzeby i miłości Boga, a nie lęku i bożej kary.
Wymieniać można by jeszcze długo. Odgrzewam
sobie te kawałki sprzed 10 lat, bo z nimi łączy się także wiele wspomnień. I
nawet nie zwracam uwagi na falę krytyki, która zalała twórców. A trochę im się
oberwało, bo jego muzykę nazwano hucpą, a jego samego amatorem. Socjolog
Mirosław Pęczak zakpił też z publiczności, twierdząc, że „Rubik jest artystą
dla mas, dla niewyrafinowanego odbiorcy i z tego powodu cieszy się takim
wzięciem”. Może i mam gumowe ucho, może się nie znam, może nie jestem
wyrafinowanym odbiorcą, może teksty są naiwne, a muzyka mimo wszystko prymitywna, bo oczywiste jest, że jak coś jest grane przez orkiestrę
symfoniczną, to nie jest od razu klasyką. Ale podziwiam, że w tak krótkim czasie,
dwaj nieznani szerszej publiczności artyści (choć w biografiach panów czytam, że
Rubik już wcześniej komponował muzykę filmową, komponował i produkował płyty wielu
znanych polskich artystów, a Książek dla wielu z nich pisał teksty, a także
jest autorem kilku sztuk teatralnych), zdobyli taki rozgłos, aprobatę
publiczności i odnieśli tak spektakularny sukces. Mieli swoje pięć minut, a
mogli mieć i dziesięć, tyle, że zawczasu sodóweczka uderzyła do głowy i nie
potrafili tego wykorzystać.
Podobno Piotr Rubik był bardzo, nazwijmy to
delikatnie: zasadniczy, stanowczy i nieprzejednany w podziale zysków z
wielkiego przedsięwzięcia, jakim było koncertowanie z programem oratoriów. Podobno
(między innymi) to właśnie sprawy finansowe spowodowały konflikt, rozpad tandemu,
a w efekcie także zespołu. Rubik próbował zachować twarz, zebrał nowych
solistów, zaczął tworzyć kolejne oratoria, wydawać albumy. Książek nie siedział
z założonymi rękami, nawiązał współpracę z nowym kompozytorem, wrócił z głośną
premierą oratorium Siedem Pieśni Marii. Potem powstały jeszcze dwa projekty
oratoryjne, ale o nich już wiem tylko z biografii poety. W 2007 roku
zawieszenie broni i wspólna kantata na 750-lecie Krakowa. Kompromisem był
wymieszany skład solistów i współpraca z kieleckimi chórami. Potem każdy sobie rzepkę
skrobie, a Rubik próbuje się wybielić, wypuszczając na rynek piosenkę To cała prawda, po której, przynajmniej
dla mnie pozostaje spory niesmak. Niby coś tam się dzieje, bo powstaje Oratorium dla świata, Habitat, moje miejsce na ziemi, Santo Subito i Opisanie świata (to ostatnie znowu we współpracy z Książkiem), ale
niesmak pozostaje dalej. Nie ma już koncertów (a jeśli już, to jeden –
premierowy), są jedynie płyty. Nowi soliści Rubika zmieniają się jak
rękawiczki. Z nowymi solistami, jeszcze do niedawna, koncertował ze starym
repertuarem. Tylko, że nikt nie kojarzy kim jest Zosia Nowakowska, Anna
Józefina Lubieniecka, Marta Moszczyńska,
Michał Gasz czy Grzegorz Wilk. No, tego ostatniego niektórzy rozpoznają po
niedawnym występie w programie Twoja
Twarz Brzmi Znajomo i wyznaniu, że nosi aparaty słuchowe.
Młode
pokolenie w ogóle nie wie kim jest Branny, Radek czy Słowińska, a Marzenka z M jak Miłość, którą od roku gra Olga
Szomańska-Radwan, jest po prostu…Marzenką z M
jak Miłość. A nie wybitną… A zresztą, co ja będę tłumaczyć, jeśli Seweryn
Krajewski jest obcym nazwiskiem, a Marek Grechuta śpiewając Dni, których nie znamy, w opinii gimbazy
ma lepszy wykon, choć wziął tekst Bednarka…
*****************
Według mnie, najpiękniejsza z części Tryptyku...
Oratorium Świętokrzyska Golgota
Muzyka: Piotr Rubik
Słowa: Zbigniew Książek
2 komentarze:
Bardzo ciekawie czyta się ten artykuł twórczości Rubika. :)
Aczkolwiek nie zgodzę się z ostatnim akapitem drugiej części - wydaje mi się,że wielu przedstawicieli młodego pokolenia nie zna pewnych utworów wynika nie tyle z ich winy co z edukacji ? Gdzie mają się uczyć o Grechucie,Krajewskim czy np. Kaczmarskim ? Nie każdy słucha radia, a wielu osobom ten rodzaj muzyki nie przypada do gustu. Ja akurat sympatię np. do Kaczmarskiego zdobyłam od Wujka ;), natomiast fakt ,że wielu moich znajomych nie kojarzy śp. Jacka
Pozdrawiam serdecznie, wszystkiego dobrego dla Pani i Męża :)
Nie piszę o winie :), ale edukacja leży nie tylko w gestii nauczycieli, ale także każdego z nas indywidualnie. Ja też nie znam wielu wykonawców, ale są tacy, którzy noszą miano kultowych :) A Grechuta i Krajewski do nich raczej należą. Nawet jeśli nie słucham jakiegoś rodzaju muzyki, to wiem kim Ray Charles czy Jim Morrison :) To kwestia poszukiwań, choć masz sporo racji - trzeba mieć też dobre, rzetelne źródło :)
Dziękuję za dobre słowo i serdecznie pozdrawiam :)
Prześlij komentarz